Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Błędny ognik - fragment trzeci

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:49, 12 Mar 2012    Temat postu: Błędny ognik - fragment trzeci

Fragment trzeci


Nie namyślał się wiele, posłał swatów do brata Weronki, bo była sierotą i sam przyjechał ustalić posag i kiedy ślub. Spisali intercyzę, on zapisał Weronce pół domu i pola, sam dostał gotówkę. Było tego więcej niż długi wynosiły i zdążył spłacić Żydom na czas. Weronka była kilkanaście lat młodsza od Franka. Faktycznie była nieładna, krępa, tylko włosy miała długie blond i warkocz aż do kolan.
To była cała jej uroda.
Ale ta uroda nie robiła wrażenia na Franku. Ożenił się z nią, ale jej nienawidził od pierwszego wejrzenia. Cóż, innego wyjścia nie miał, musiał się tak ożenić.
Weronka łudziła się, że znajdzie uczucie u męża, a dzieci ją pokochają jak matkę własną. Kupiła Bolkowi nowe spodnie, koszulę i buty. I to za swoje pieniądze kupiła, on nawet się cieszył, bo i głodny nie był i odziany.
Najstarsza Jadźka była buntowana przez babkę i ciągle do niej uciekała. Franek chodził po nią, przyprowadzał i bił, aby go słuchała, ale bez skutku.
Najmłodsza Krysia niewiele jeszcze zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Cieszyła ją sukienka i to, że nie była głodna, garnęła się też na kolana i wołała mama na nią, ale starsza siostra biła ją za to i krzyczała. Matka Rózi przychodziła i przeklinała Franka ciągle. Nienawidziła go tak bardzo, że gotowa była zabić.
Szukała sposobu, aby go zniszczyć.
Poszła do znachorki i zapłaciła dobrze za truciznę, która mogła by go zabić, ale bez podejrzenia na nią.
Dostała co chciała, ale Franek wiedział, że go nienawidzi nade wszystko i uważał.
Ona wypatrzyła moment kiedy nikogo nie było w domu i brzytwę, którą się stale golił natarła tą silną trucizną. Miała go zabić po kilku dniach. Czekała na to niecierpliwie.
Franek w niedzielę rano jak zwykle ogolił się, przedtem jednak wytarł brzytwę w szmatę. Był w kościele, rozmawiał z sąsiadami o urodzajach w polu, miał coraz lepsze plany. Czytał książki fachowe, bo zawsze lubił czytać i lepiej mu rosło w polu jak innym.
Sąsiedzi go też teraz szanowali bardziej. Należał do Kółka Rolniczego i tam też uczyli jak gospodarzyć. W domu twarz zaczęła go swędzieć niemożliwie. Wymył ją i natarł wódką, ale niewiele pomogło.
W nocy nie mógł spać, chodził po pokoju, w którym stały już dwa łóżka zrobione u stolarza i szafa. Była też podłoga z desek. Drugi pokój był jeszcze bez podłogi. Duża kuchnia miała też podłogę i piec, duży stół i stołki, stały tam też dwa łóżka z siennikami ze słomą. Tyle się już dorobił i szło mu coraz lepiej.
Ta noc doprowadzała go do szaleństwa. Czuł w całym ciele jakby ogień i nie mógł w miejscu usiedzieć ani chwili. Czuł pragnienie, pił i pił kwaśne mleko i serwatkę i wodę i ciągle miał pragnienie.
Rano osłabł tak, że leżał bezwładnie na łóżku, a twarz gdzie się golił spuchła mu i wyszły na nią jakieś krosty. Leżał świadomy wszystkiego co się dzieje, ale nie mógł się ruszyć, nawet swoich potrzeb nie mógł załatwić inaczej tylko na łóżko. Weronka musiała go przebierać, myć i zmieniać słomę.
Leżał jak Łazarz, twarz pokryły mu wrzody, ale żył, nie umierał.
Nie mogła się doczekać matka Rózi jego śmierci. Przychodziła, stała nad nim i przeklinała go strasznie.
- To jest kara dla ciebie, ty morderco Rózi. Zdechniesz jak pies, ale jeszcze musisz pocierpieć. Niech cię piekło pochłonie, ty diabelski pomiocie.
- A Franek nie mógł ani słowa wymówić. Czuł tylko, że w głowie mu się przewraca i miesza, że go szaleństwo ogarnie zaraz.
- Stracił pamięć i leżał jak nieżywy.
To jednak przestraszyło teściową, wyszła, ale już otwarcie zabrała Jadźkę z myślą, że nie odda jej ojcu, jeżeli wyżyje.
Leżał Franek bez życia dwa dni, a na trzeci ocknął się, otworzył oczy i zobaczył sufit, chodził po nim pająk.
Przestraszył się, zaraz spadnie na mnie i ugryzie mnie. Próbował się zerwać z łóżka, ale tylko podniósł się nieco. Był bardzo słaby, ale mógł mówić.
- Weronka, Weronka chodź tu.
Ale Weronka wygoniła krowy na pastwisko i kazała Bolkowi pilnować, bo musi w domu co zrobić. Franka ogarnęła wściekłość, zabiję tę Weronkę, myślał. Wołał i wołał coraz głośniej.
Wreszcie weszła do pokoju i zobaczyła, że się rusza i wrzeszczy jak szalony. On miał w oczach szaleństwo i całą złość na Weronkę zrzucał.
- Czego chcesz. Lepiej ci?
- Czego nie przychodzisz, wołam cię i wołam.
- Przecie cała gospodarka na mojej głowie, to tu siedzieć nie będę.
- Pomóż mi wstać.
Podniosła go, zsunęła nogi z łóżka i próbowała czy wstanie. Pomału wstawał, chwiał się, ale szedł. W kuchni usiadł przy stole i chciał pić. Tylko pić, zrób mi herbaty z rumianku i mięty - dużo.
- A gdzie dzieci, zainteresował się.
- Jadźkę twoja teściowa zabrała i powiedziała, że już jej nie odda, a Bolek z Krysią pilnują krów na łące.
Tak, teściowa, to ona mi coś zadała, to ona mnie tak sprawiła.
Czuł to i postanowił już na przyszłość nie wpuszczać jej na podwórko.
Żebym tylko przyszedł do siebie.
Weronka patrzyła na niego, tak okropnie wyglądał, a ona była w ciąży i nie czuła się dobrze. Franek jeszcze nie wiedział tego. Powie mu kiedy później, albo niech sam zobaczy. Nie chciał dzieci, ale spać z nią to spał. Weronka zaczęła coś gotować na obiad, może zjesz coś Franek, spytała.
Nie chce mi się, ale muszę coś zjeść, bom słaby. W polu robota stoi, wszystko upada i co będzie z nami jak nie wyzdrowieję. Zawołaj tę znachorkę Rapszynę, ona wie co mi dać, żebym wyzdrowiał.
Nie wiem gdzie ona mieszka.
W drugiej wsi, Krocinie, tam ci powiedzą.
Kiedy pójdę? Tyle roboty i dzieci, a Michaśka znowu uciekła.
- Kiedy uciekła?
- Jak cię zobaczyła takiego nieżywego na łóżku, to zaczęła się drzeć i uciekła.
- Idź do Bartka Cikowego, on ma konia, to powiedz mu, że bardzo go proszę, aby przywiózł Rapszynę. Najlepiej idź zaraz, to jest trzy domy dalej, wiesz przecie, już znasz sąsiadów.
- Pewnie, że znam.
- Masz tu zupę ziemniaczaną i jedz powoli.
Spróbował, była gorąca, zrzucił talerz na podłogę i zaczął krzyczeć na Weronkę okropnie.
- To mi taki wrzątek dajesz, zatłukę cię jak psa.
- No to zatłucz mnie jak możesz, teraz zjedz to z ziemi, jak nie mogłeś poczekać. Sam nie wiesz co chcesz. Miałam iść do Cikowego, to ci dałam zupę jaka była, co chcesz teraz?
- Idź do niego prędko.
Weronka poszła. Lepiej żeby umarł taki choleryk, jak tu przyjdzie żyć z nim dalej.
Cikowy przyjaźnił się z Frankiem i obiecał, że wieczorem pojedzie, bo musi teraz w polu porobić to, co na dziś ma do zrobienia.
Spotkała sąsiadkę Kuklę Zośkę, jej pole sąsiadowało z ich polem i Weronka zaprzyjaźniła się z nią od jakiegoś czasu.
- A co tam z waszym mężem, Weronka?
- A już ożył, ale słaby i nerwowy bardzo.
- On zawsze był nerwowy.
- Teraz to jakby diabeł w niego wszedł, ale słaby, to siedzi przy stole.
- Ma tu przyjechać Rapszyna go leczyć.
- Rapszyna umie leczyć, może mu pomoże.
- Ale wiesz, Weronka, wasze krowy mi wchodzą i robią szkodę, całe ziemniaki oskubane przy samej łące. Dzieci nie pilnują, bo małe. Musicie więcej pilnować tego bydła.
- Już nie mogę sobie z tym poradzić sama, wleję temu Bolkowi, że tak pilnuje źle.
- A wlej mu, niech patrzy z czego żyje, bo taki jakiś stale zamyślony, jak stary.
- Muszę lecieć, bo Franek słaby siedzi.
I szybko poszła do domu.
Pojedzie Cikowy dopiero wieczór bo ma robotę w polu, powiedziała do Franka.
- Dobrze, że pojedzie, choć jeden człowiek coś pomoże, inni to nic nie pomogą.
- Lepiej się połóż, bo muszę iść zobaczyć jak tam dzieci krowy pasą, Kuklowa się skarżyła, że jej ziemniaki wyskubały.
- Trzeba im przylać, bo nie pilnują dobrze. Pozwolił się położyć, a Weronka poszła w pole. Łąka była kawałek od domu i z daleka widziała jak dzieci goniły się po łące i jeszcze inne dzieci, a krowy były w ziemniakach Kuklowej. Pobiegła szybciej i wyciągnęła krowy ze szkody. Bolek, Kryśka jak to tych krów pilnujecie. Bolek zapomniał o krowach zajęty zabawą i teraz wiedział, że oberwie od macochy.
- Choć no tu, Bolek.
Podszedł a ona przyłożyła mu kilka klapsów na tyłek, Krysia bała się i nie podeszła.
Sąsiedzi patrzyli z daleka, bo w polach pracowali i mówili – Widzicie, jak to sieroty bije ta macocha, nie dość, że robić muszą, to ich leje jeszcze. Tak, tak umarło się Rózi, umarło, a chłop ani roku nie czekał i się ożenił. Ożenił się dla pieniędzy, a i dzieci potrzebują kobiecej ręki. A teraz pewno chory leży sam, może też umrze, to te dzieciaki chyba na żebry pośle macocha.
- Nie wiedzie się temu Nieszporowi, nie wiedzie, chociaż ostatnio, to już się coś podniósł i mu szło. Widać dola jego taka.
I tak pogadali, a Weronka przykazała Bolkowi patrzyć na krowy, dała mu kij, żeby krowy przeganiał ze szkody. Jak nie będziesz dobrze pilnował, to ci tym kijem przyleję. Bolek był cichym, małym chłopcem. Zdawało się, że mu jakby czegoś brakowało. Przecie chodził do szkoły i uczył się dobrze. W nocy do księżyca zadania pisał, bo nie było światła w domu, a w dzień to krowy pasał.
Lubiła go Weronka, bo nigdy nie pyskował jak Jadźka, starsza dwa lata od Bolka. Nie było Jadźki teraz i Weronka była zadowolona. Takiej dziewuchy to niczym nie uspokoi. Trzeba przecie w domu pomyć, posprzątać, świnie głodne. Narwę trochę liści z buraków i zmieszam im z żarciem. Uwijała się jak mogła, ale dokuczały jej mdłości, nie czuła się dobrze. Franek leżał w kuchni na łóżku i tylko krzyczał na nią, że taka niezguła, nie umie robić, a rusza się jak mucha w mazi.
- Co ty chłopie chcesz ode mnie. Stale ci się coś nie podoba.
- Przypatrz się tylko jaka podłoga czarna, śmieci wszędzie, łóżko nie posłane.
- A co, było to kiedy posłane, albo czysto u ciebie. Co posprzątam, to ty sam naumyślnie w brudnych butach włazisz i rozwalasz wszystko.
To niech ta będzie brudno i tak ci nigdy nie dogodzę.
Tak, myślał Franek, nie dogodzi mi, choćby nie wiem jak dobrze robiła. Nie mogę jej ścierpieć. Rózia ciągle stoi mi na myśli i w sercu. Nie zapomnę jej pewnie nigdy.
I zapłakał cicho, aby Weronka nie widziała.
A ona wyszła do świni i kur, nakarmiła je, wyrzuciła gnój od krów ze stajni. Wieczór już się zbliżał.
Dzieci przygoniły krowy, a same poleciały do sąsiadów na dół bawić się z dziećmi jeszcze trochę.
Gdzie ta Michaśka goni, myślała, jeszcze co przyniesie, jakiego bękarta, albo co gorszego. A niechta, to jego siostra, taka jak i on. Wydoiła krowy, mleko zaniosła do piwnicy, a to z południa przyniosła, zebrała śmietanę i na kolację ugotowała kaszy na mleku. Reszta pójdzie na kwaśne i na ser.
Dzieci wróciły zgłodniałe i zabrały się do jedzenia.
Spać poszły tak jak stały, brudne, Weronka już nie miała siły dbać o nie, tym bardziej, że ojciec wcale się nimi nie interesował. O tyle o ile tylko czasem zbił je jak co zbroiły, a Jadźki nie chciał oddać babce - ale to tak na złość jej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christine
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:42, 14 Mar 2012    Temat postu:

No proszę.... to kryminał Wesoly
Na prawdę świetnie się czyta, jestem pełna podziwu dla twojej wyobraźni i znajomości życia na wsi.
Nie przejmuj się, że mało czytelników, jeszcze nie odkryli ciekawej lektury. Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shibbi




Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:56, 15 Mar 2012    Temat postu:

Razz

straszny czas Confused

ciężko czytać................., jak jakieś średniowieczne czasy>>>>
ufff...
dawaj dalej WesolyWesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:37, 16 Mar 2012    Temat postu:

Nie wiem co się stało z wpisem, nie ma nic, teraz dopisuję tylko., że posłałam Shibbi całość emailem jak sobie życzyła, ale czy dotarło?
Pozdrawiam Shibbi i Christine, jak się odezwą czytelnicy, że chcą więcej, to wkleję. Wesoly
PS. Jest tom trzeci,, Daleko od jabłoni,, poślę Shibbi jak całość przesłaną przeczytasz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shibbi




Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:25, 19 Mar 2012    Temat postu:

Wesoly

DOSTAŁAM CAŁOŚĆ


będę poczytywać ---------------- J E Z U !! poczekajcie na mnie bo nie nadążam !!
nie mam czasu cholera jasna - aleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee przeczytam!!! Bóg mi świadkiem!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island