Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Schibbi - ZŁODZIEJKA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> SHIBBI
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Christine
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:50, 03 Sie 2010    Temat postu: Schibbi - ZŁODZIEJKA

ZŁODZIEJKA


- Przyjedź do jasnej cholery, ile razy można kogoś zapraszać. Od trzech dni pojękuję delikatnie, żeby cię czasem nie urazić, a przy okazji nie wyjść na dewotkę, a ty nic. To nie jest wyjątkowe zdarzenie - to znak kretynko skończona! Przyjeżdżaj, albo się w tyłek pocałuj – zakończyła którąś z kolei ze mną rozmowę Hana.
Nie zdążyłam powiedzieć kolejnego, niezdecydowanego – nie wiem – bo byłabym jedynym odbiorcą tych słów. Może jednak pojadę. Przecież nie muszę rezerwować lot-u, ani brać kredytu na bilet. O, o, o Boże, jak ja nienawidzę takiego wymuszonego wyjazdu, ale tym razem nie mam wyjścia, wszystkie argumenty począwszy od duchowych, przez religijno- patriotyczno – moralne i epokowe są po jej stronie.

Spódniczka, majtki, jakaś bluzeczka cienka by się przydała – bo nie wiadomo jaka będzie pogoda – a, a, a ale gdzie ja mam pochowane jakieś lżejsze ciuchy? W TVP zapowiadają piękną, ale dawno przestałam im wierzyć i dzięki temu jestem rzadziej zszokowana i rozgoryczona, a swoje wiem.
H m m m, a może sweter? Nie, bez jaj, zima póki co się skończyła – chociaż w mojej szafie trwa w pełnej krasie – do tego cienkiego pasuje tylko pistacjowa spódnica, no o niech stracę, biorę zestaw, to żaden bagaż, a będę miała skompletowane rzeczy i może po raz któryś w życiu nie będę wyglądała, jak uciekinierka ze szmateksu – ha, ha, ha .
O !!są bluzeczki i jak porządnie spakowane! Kto by pomyślał, że to ja w zeszłym roku poukładałam je w kosteczkę, no, no! Tą z falbanką w kratkę i tą w eski floreski, o, o, o, do niej będą pasowały jak raz nowe mediolańskie szpileczki, też je zabiorę, nic nie ważą, a w razie potrzeby będzie ze mnie pańcia jak się patrzy, a ta jaka ładna, nawet zapomniałam, że ją mam. A do tej wysłużonej w ciapki mam klapki specjalnie zakupione, takie z koralikami, też biorę, nie wiadomo jaki zestaw przeciwwstrząsowy będzie konieczny? A tą, to uwielbiam i ładnie mi w niej – do torby! Taki fatałaszek zmieści się jak nic.
No – to o o o, to mamy załatwione co ważniejsze. Teraz perfumy, krem na dzień i na noc obowiązkowo i może ten nowy rozświetlająco – odbłyskowy (podobno pssyt - optycznie prasuje zmarchy!) i wreszcie poczuję się, jak bym zbłądziła prosto z wybiegu od Versace. Tonik plus spakowana od wszelkiego złego i i... kosmetyczka, w której - niewtajemniczonych poinformuję - jest wszystko łącznie z prezerwatywą, bo w dzisiejszych czasach wszystko się może przytrafić (szczególnie kobiecie w podróży). Chwała Bogu ręcznika i mydła nie muszę brać, ale szczota konieczna, a w łazience zabawię się w złodziejkę i jak skradnę trochę pasty to pewnie nikt nie zauważy, a ja nie będę musiała dźwigać. Z torebkami nie będę przesadzała, chociaż ta – niby uniwersalna i lubię ją, ale do elegancji to brakuje jej kilka lat świetlnych – ot, taki pakowny wór.
Boże kochany, przecież ja jadę tam na 24 godziny, z czego 10 prześpię w głębokiej niewiedzy o swoim wyglądzie i garderobie! Zaraz, zaraz czy mi się to wszystko do torby zmieści?


Wyglądam super – to znaczy sama siebie tak oceniłam - Hana z Mamą potwierdzają, ale najważniejsze, że świetnie się czuję. Wyruszamy pod Wawel, szkoda, że nie mamy aparatu, ale tak jest z dziećmi. Małe rozkręcą do ostatniej śrubki, dorosłe biorą bez dyskusji, bo są w potrzebie – stara (mam na myśli swoją siostrę) się nie liczy, na co jej? Grunt, że kupiła i jest od kogo zabrać.
Przeczytałam gdzieś, kiedyś, że dzieci są po to, żeby się nimi cieszyć i trzymając się tych mądrych słów, zupełnie spokojna i zachwycona sobą kroczę przez królewski gród w wiadomym kierunku. Jest upał – już na plantach zdejmujemy kubraczki, a ciapki na szeleczkach i koraliki na świeżutkim pedicure spełniają swoją misję.
Świąteczne miasto ma inny rytm i puls, a nawet inny język. Słyszalna - szczególnie na Rynku - wielojęzyczność i wizyjna odmienność rasowa utwierdzają mnie w magii mojego Versacowskiego pochodzenia, a w ostateczności liźnięcia o nie, co dodaje mi pewności siebie, a ta blasku i czaru łącznie z powabem – boć to przecież wiosna i bez względu na letność - kto przeżył zimę, ma do takich odczuć prawo, a ja tak dzisiaj myślę i nikt mnie od tego nie odwiedzie. Hana też rzuca się w oczy – właściwie wszystkim! Jest szczęśliwa, zdrowa, ślicznie ubrana i idzie zrewaloryzować (tu - to słowo jest jak fragment kurdybanu z komnaty wawelskiej i pasuje, jak nigdzie indziej) swój patriotyzm, żeby jej nie ostygł – co nie ma nic wspólnego z mrozami i zimą. Ja już nie mam tego ogniwa w moim łańcuchu uczuciowym – moje zatratowali, albo wysublimowało - efekt ten sam.

Paradę rozpoczyna salutujący kawalerzysta w mundurze Księstwa Warszawskiego, pod którym koń na prawo i lewo kłania się łbem i bije podkową w bruk – mam dreszcze, czyżby nie wszystko zatratowali? Widzę Marysieńkę, Gustawa Holoubka w niezapomnianej roli Napoleona i Wieńczysława Glińskiego – tak, właśnie jego widzę, on wtedy służył w wojskach napoleońskich!! - o Jezu jaki to był cudny film – chyba najcudniejszy na świecie !!
Obrazki się zmieniają – ułani na koniach reanimują resztki mojego patriotyzmu wyszperane przed chwilą z tajnych zakamarków duszy. Rogatywki, mundury, proporce i ten rytmiczny poślizg podków, który tętni wspólnie z biciem serca – ech! Zwariuję! To już nie dreszcze! To elektrowstrząsy! Właściwie, jakby larum grali to bez chwili namysłu i pierwsza bym szła z pospolitym ruszeniem.
Już nigdy nie powiem, że czegoś nie mam, bo mam i to od cholery.
Adrenalinę jeszcze podnosi reprezentacyjny oddział Podhalańczyków i tu niby nie powinnam dębieć – a jednak! Orle pióra w centrum Krakowa – no cóż! Jestem patriotką i niech te wszystkie moje wywody szlag!.
Patrzę na Hanę, a ta rozpromieniona co sił w piersi śpiewa graną przez strażacką i dętą, jak przystało na pochód – „Pierwszą Brygadę” i oczy się jej błyszczą „. na stos.......nasz życia los.....”.
Przypominam sobie, jak ledwie gadający Jędrek śpiewał na zawołanie „ na tos mulili śmy na tycia los na tos na tos”. Znaczy, dziewiętnaście lat temu byłam największą patriotką na tej ziemi i w tym kraju i wypalone mam to w duszy – nie ucieknę od tego, chociaż godzinę temu śmieszyła mnie myśl o paradzie, wojsku i sztandarach.
Apel poległych pod Krzyżem Katyńskim, werble, salwy armatnie wyciskają mi łzy i nic na to nie poradzę. Idziemy w stronę Rynku. Poczty sztandarowe – które zawsze są, bo bez nich nie ma pochodu - można by pominąć, gdyby nie zabawna sytuacja. Pochód swoim tempem nas wyprzedza, ale dzięki temu w ciągu godziny zmieniamy partie polityczne, jak rękawiczki. Złowiona przez UPR - rozglądam się za szpicbródkowatym liderem, którego dzisiaj niestety nie ma. Jako facet mnie nie rajcuje, raczej jego jędzowata postura i zawsze gustowna muszka byłyby moim obiektem zainteresowania. Trudno – minęła mnie jedna atrakcja. Do Pis-u wpadamy, jak śliwki w kompot:
- Stara zwiewajmy bo nas zakwaczą, a ja przysięgłam sobie, że już nigdy, nikomu nie będę płaciła składek członkowskich.
- Co ty, ja się muszę rozglądnąć po towarzystwie – lustruje bezczelnie członków ugrupowania Hana – wiesz, ja muszę sprywatyzować przedszkole, warunki podyktowane przez Urząd, są z założenia tak sknocone, że przetarg wygra podstawiony obwieś, bo nikt normalny nawet do niego nie przystąpi, ponieważ żądania są niewykonalne i jedno drugiemu zaprzecza. Nie jestem pod nikogo podpięta, a sama nic nie zrobię, dlatego muszę i to szybko ulokować się u takich, którym przynajmniej z gęby dobrze patrzy.
- A coś ty taka obryta w tym współczesnym krętactwie y y y?
- Uświadomił mnie kontroler z urzędu skarbowego, a że nie miał w tym interesu to mu uwierzyłam, zresztą po konsultacji z innymi cwaniakami, okazało się że każdy dawno pod kogoś dobrze zapowiadającego się jest podpięty, tylko ja stróżuję swoim ideałom w imię niestety niczego.
- A mnie to brzydzi - przecież to pokolenie zedemesowców i synalki tatusiów wyniesionych na półmiskach pezetpeeru, wszyscy dzielnie im służyli, tłukli kasę, budowali domy, doktoryzowali się i habilitowali gwarantując posłuszeństwo czerwonym, a teraz zmienili ubranka i dalej są w peletonie. Pokaż mi pięćdziesięciolatka z tytułem naukowym, który nie był członkiem pezetpeeru? Rzygać mi się chce.
Uczciwi i prawi ludzie zarabiają poniżej średniej krajowej i piąty rok nie dostają podwyżki, a ci tu, też preferują ten skurwysyński system, bo to chłam dla karierowiczów i nowobogackich, a ty szukasz u nich podpinki? Nasz tato się w grobie wywraca – jak jeszcze ma się czym podeprzeć – nie wytrzymasz jeszcze parę lat?
- Kupi mnie woźna i będzie mi dyktowała warunki pracy i płacy i co ty na to?
- Oszsz, kurwa mać i przepraszam Cię Boziu – bo właśnie mijamy Bazylikę Mariacką – no, to na zdrowy rozum nie masz innego wyjścia. Czekaj no, ja się im też przyjrzę i coś wybierzemy choćby po gębach. Jak mus to mus!
Facetów do koloru i wyboru, roczniki głównie „po kolumbowe”, ale nie wzbudzają mojego zaufania – po tych mundurowych w rogatywkach – to zwykła masa Lider szajs. Nie przychodzi mi do głowy obdarzyć któregoś mandatem zaufania, wszystko jakieś takie - no właśnie, kisielowo, nijakie. E, e, e dla mnie do kitu, a Hana jak musi niech się podpina i przyjmie już moje szczere – współczucia.
„Abyśmy byli j e e e dno, podajmy sobie r e e ę ce ...” – rozglądam się, ale pochód ten sam, a śpiewy iście procesyjne, ale zagadane, znalazłyśmy się w centrum mocnej i chyba jedynej zorganizowanej formacji pod sztandarem LPR.
„Maciek, Maciek na prezydenta” goni w piętkę i pokrzykuje co sił w płucach fan lidera – który ł o o o!! jest autentycznie wielkim facetem – i tu przepraszam TVP, bo myślałam, że go złośliwie wydłużają, a okazuje się, że źle myślałam i pardon dla panów operatorów.
Hana lustruje grupę z profilu i en face, ale widzę po minie, że nie jest zachwycona.
- I jak, że tak powiem ?
- Trochę te gęby takie na obraz i podobieństwo twojej teściowej – mówi zniesmaczona,
- O królu Herodzie – to spierniczajmy stąd, bo już gorzej się nie trafi!
- Nie!. Dlaczego? Patrz, jak są zorganizowani – nie idą jak motłoch, ale trzymają się razem i pod komendę śpiewają, każdy ma chorągiewkę i macha jak trzeba – tak ma być. No, no, kto wie?
Już nic nie mówię. To ona musi. Ja dzięki Opatrzności jestem już wolna od pętelek, haczyków i innych gmatwaństw do podpinania. Rozglądam się po tych klonach mojej byłej teściowej i faktycznie, w większości grupę tworzą kobiety w rozrzucie wiekowym od przedszkola do Opola. Jednak porównanie zakłóca mój obiektywizm na tyle, że nie jestem w stanie popatrzeć na nikogo przychylnie. Przyjaźń z teściową, nie jest przewidziana, jako możliwość nawet w Księdze Giunessa, a tu prócz kilku konkretnych spojrzeń – reszta wygląda na pobratymców przyjaciół i fanatyków rodziny pewnej rozgłośni radiowej o wiadomym genotypie.
Na Placu Matejki jest część oficjalna i zakończenie – ale żegnamy tłum i idziemy na lody. Dzień sprzyja tej mniamniuśnej rozpuście.

Rynek, jak wielka doniczka - obsiany kafejkami tętni wielkomiejskim i turystycznym życiem. Lody są wyborne, a najpyszniejsze małmazje czekają na mnie na dnie pucharu – obok niemieckie towarzystwo płaci za obiad. Oglądają pilnie rachunek, z którego zapewne tylko wybita cena jest dla nich zrozumiała bez tłumacza, kładą na stoliku banknot dwustuzłotowy, który w sekundzie znika porwany przez drobną postać. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Ja jestem zupełnie zdezorientowana chociaż zajmowana przeze mnie pozycja jest iście reporterska – jak na takie zajście, nie umiem jednak określić nawet płci tajemniczej postaci. Kelnerka woła: złodziejka, złodziejka ludzie złodziejka!!!!!!!!.
Ale wszystko na nic. Tak, jak pojawiła się z nikąd, tak i wyparowała nie wiadomo gdzie. Wracamy do domu, nie chcemy brać udziału w dalszym ciągu tego zajścia.

Parę minut po piętnastej jestem w łagodniejszej formie następnego zestawu przeciwwstrząsowego. Szpileczki i reszta harmonizują z majestatem sytuacji, której będę uczestnikiem przez najbliższy czas. Niby nie szata zdobi człowieka, ale to chyba jakiś nudysta wymyślił, bo mnie nie dość, że zdobi to jeszcze nastraja i podkreśla wagę wydarzenia. Do Karmelitów mamy parę kroków, ale trzeba być przed czasem. Takiego gościa oczekuje się w otwartych drzwiach i to w pełnym rynsztunku. Róże, róże, żebyśmy nie zapomniały zabrać ze sobą, przecież każdy ma mieć różyczkę!
Nie ma tłumów, ani zamieszania. Czekamy, milcząc w skupieniu.
J j j est!!
Mitshubishi – Kaplica z podświetlonym wnętrzem na Relikwiarz.. Standardowe czynności. Przełożony klasztoru całuje i okadza Relikwiarz na powitanie, następnie oddział strażaków unosi go na ramionach i z procesją wnosi do kościoła.
Znowu mam ciarki po całym człowieku. Ł o o ch – jak to dla kogoś śmieszne, to niech sobie nawet pęknie, ja jestem wzruszona do szpiku kości, a wydarzyło się na razie tylko tyle!
A może dla mnie jest już po Tym najważniejszym? Nie wiem.
Kościół jest pełen ludzi i róż i przez nie jest inaczej, odświętniej i radośniej. Kiedy ja ostatnio byłam z kwiatami w kościele, które mnie ozdabiały? Nie pamiętam! Chyba wtedy - do ślubu, ale to było w tamtym wymiarze.
Homilia jest poświęcona w całości Św. Teresie od Dzieciątka Jezus – bo Jej Relikwiom przyszłam się pokłonić.
Rozpieszczana w dzieciństwie, dorosła duchem jako nastolatka i mistyczka w ciele młodziutkiej kobiety. Miłością i ufnością przerosła wszystkich i do dzisiaj nikt Jej nie dorównał. Niby nic. Bo zdawać by się mogło, że kochać to żadna sztuka, a zaufać ukochanemu też nie filozofia, A jednak w tym wymiarze mało kto to umie, a właściwie nikt.
Ja, jak zwykle najlepsze minuty skupienia w swoim życiu mam w kościele i najczęściej przeszkadza mi w ich kontynuacji i narastaniu organista, ludzie i ksiądz też, ale dzisiaj coś słyszę:
.......... „na drodze duchowego życia nie można iść samowolnie trzeba się poddać Duchowi Świętemu...........” – no tak! - myślę sobie tylko, że właśnie to oddanie do dyspozycji jest najtrudniejsze i prawie niewykonalne. A ta magiczna ufność? Takie bezgraniczne i a wista zobowiązanie się służebności, to powolne i każdorazowe umieranie siebie, to nieustanna wojna ze sobą i przegrany każdy zamiar i plan!! No i jak się zgodzić na coś takiego dobrowolnie i z uśmiechem na ustach?!
Ona bez zastanowienia powiedziała – Tak!
Zapewne mam inne zadanie do wykonania., u f f, jakie to wszystko trudne !
A może tylko ja tak gmatwam, żeby się usprawiedliwić i wyśliznąć od tego „poddania” ?
Przed śmiercią powiedziała, że jak tylko trafi do nieba to stanie się złodziejką, wykradając Panu Bogu to co najlepsze.
No i kradnie!!

_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość



PostWysłany: Pon Paź 30, 2006 8:41 pm Odpowiedz z cytatem
Christine
administrator
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2507
Skąd: Gdańsk

Zrobiłaś mi wielką frajdę tym tekstem. Z wielką przyjemnością poczytałam, okazuje się, że i o patriotyzmie z elementami polityki, i o wydarzeniach parafialnych, i o codziennych sprawach zwykłych ludzi można napisać tak, że się czyta...
Ty to potrafisz, Shibbi, jak nikt !

_________________
Krystyna Bogusławska
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora



PostWysłany: Wto Paź 31, 2006 8:44 am Odpowiedz z cytatem
Shibbi
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 1382
Skąd: spod Maciejowej

Znaczy, że nie straciłam czasu pisząc ten tekst Embarassed a tym samym nie będę się musiała tłumaczyć z nieróbstwa d'oh! d'oh!
Idea Idea Idea
Miło - wiesz, że miło czytać taki komentarz - dzięki Exclamation


Ostatnio zmieniony przez Shibbi dnia Wto Paź 31, 2006 10:59 am, w całości zmieniany 1 raz
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość



PostWysłany: Wto Paź 31, 2006 10:04 am Odpowiedz z cytatem
Christine
administrator
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2507
Skąd: Gdańsk

Jeszcze raz sobie przeczytałam i skojarzyłam, że jest to felieton. Pasuje ci ta forma wypowiedzi, bo wiele twoich krótkich tekstów ma cechy właśnie felietonu. I to takiego bardzo do czytania Smile

_________________
Krystyna Bogusławska
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora



PostWysłany: Pią Lis 03, 2006 10:25 pm Odpowiedz z cytatem
ella_hagar
Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 766

Złodziejka pasty do zębów? Nic bardziej mylnego.
Mam nadzieję, że każdy kto trafi do nieba, będzie mógł wykraść dla siebie, to co najlepsze.
Zatem żyjmy tak, żeby mieć okazję. Bo czyż nie okazja czyni złodzieja?

Christina ma rację. To jednak felieton z puentą. I całkiem niezły temat dla człowieka.
ela Smile

_________________
[eh]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> SHIBBI Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island