Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Anna i pierwszy śnieg, oraz inne...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> MEWA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mewa




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:45, 28 Sty 2009    Temat postu: Anna i pierwszy śnieg, oraz inne...

Z pierwszego śniegu, Anna, lepi wspomnienia. Jest mało białego puchu, zmrożone ziarnka piasku kaleczą palce.
Życie- pomyślała - nic tylko życie.
Zmarzniętą dłonią dotyka policzka – dobry chłód, podobny do tego - gdy śnieżną i mroźną zimą, w ciepłym pokoju, odkrywamy, że ciało istnieje.
Na nic mijające lata i targi z Charonem, na nic obole odłożone na później i myśli, które zabezpieczają powrót do..
Nie odkryła dokąd kiedyś wróci, bo przecież matka ziemia nie jest jej matką a księżyc ojcem. Zniknie po raz kolejny i nie będzie to ucieczka wzbudzająca zniecierpliwienie i złość wśród przyjaciół.
Anny już nie będzie.

Słońce, zimna woda studni, leżące pod drzewami śliwki.
Raj i ona naga, pozwalająca wyschnąć kroplom na swoim ciele.
Żadnych ręczników i dreszczy przebiegających wzdłuż kręgosłupa.
Studiowanie lat, blizn, tych, które dawno zagoiły się i tych nie zagojonych, nowych, naprężonych obcych – do których trzeba się przyzwyczaić.
W jakimś durnym podręczniku napisali – pokochać.
No tak, trzeba kochać siebie, by móc kochać innych.

Lato i ona naga, czekająca aż słońce i wiatr osuszą ciało, dotkną promieniami, przemkną chłodem.

Jej pan Cogito odszedł właśnie tego lata, gdy ona osuszała swoje ciało i nabierała sił po targach z Bogiem, kłótniach z Charonem ( to Charon wykrzykiwał, że żal jej jednego obola).
Pan Cogito, tak zwyczajnie, zabrał myśli i spostrzeżenia , pozostawił kota i chatkę ukrytą pośród drzew.
Na stole zostały: cerata, na której były okruchy zostawione przez Annę i pana Cogito a także pana Cogito i inne kobiety ( podobno nieważne, z którymi Anna nie zaprzyjaźniła się) , klucze, grające radio, sałatka, kawa jak zwykle nie zabielana , obok w pokoju poduszka jeszcze ciepła i kołdra ( również ciepła).
Widok z okna pozostał ten sam, letni, nawet nie zadrżał. Gruszki jeszcze nie dojrzały na tyle, by sok spływał z brody.
tylko pan Cogito był zimny i obcy.

Więc Anna, z ciepła poduszki i mgły oddechu, ulepiła monolog :
zanim przepłyniesz Styks lub zanim staniesz przed Nim to chcę ci powiedzieć, że Wagner już przebrzmiał, Sokrates ciągle krąży wokół ciebie , po prostu nie zauważył, że mówią tylko twoje notatki.
Życie dalej się skrada niosąc niespodzianki.
Nie boję się twojej zimnej dłoni, obcięłam tobie trochę włosów, tak na później, by zamknąć je w srebrnym puzderku.
Nawet nie potrafię krzyczeć, a przecież obiecywałeś , że gdy będzie źle, z którymś z nas, to wyjedziemy nad morze i tam siedząc na wydmie , trzymając się za ręce, porozmawiamy z piratem wychodzącym na ląd .
- Będziesz Anną wśród piratów, złota, tajemniczych map i morskich węży –
Tak mówiłeś.

Anna często myślała:
- Mężczyzna z kobietą w tle.
Pan Cogito mądrzejszy o wieki zatracił umiejętność stawiania liter na tablicy, którą się stał. Każde A i Ż okupione doświadczeniem, wyobrażeniem i snem,
ucieczką.
Dłoń
Pana Cogito
Nie ma już w sobie niepokoju śpiącego dziecka. odpowiedź jest prosta:
-Tak ma być, bo nie może inaczej. –
Anna spojrzała na swoje dłonie, śnieg zniknął, pozostały drobiny piasku.

Jutro.

Kolejny papieros, pan Cogito rzucił palenie na trzy dni przed śmiercią. Ją też namawiał do zaprzestania, lub zmiany marki papierosów, na te słabsze – substancje smoliste, zawartość nikotyny w papierosach ...
Anna narazie nie kaszle.
Jest jak ptak z jednym skrzydłem, nadal potrafi kołysać biodrami w rytm muzyki, głaskać kota , tłumaczyć mu mozolnie, że nie wynaleziono klawiatury przystosowanej do jego łap, potrafi lepić wspomnienia z pierwszego śniegu.
Anna czeka na epidemię zdrowego rozsądku.
Oddycha płytko i nie po to by udawać, że jej nie ma. Chce przechytrzyć czas.
Upaniszady nie widzą związku między Anną a stukającymi obcasami jej butów. Chociaż?
Jej upodobanie, by słyszeć swoje kroki to jest przeżycie wewnętrzne i chwilami nabiera mistycznego wymiaru.
Wszystkie „cichobiegi” spokojnie czekają na swoją wiosnę, gdy Anna „nastuka” się „nasłyszy” swoich kroków.

Śnieg, pierwszy śnieg czyni Annę niestukającą.

Spacer
Papieros oburza się, gdy płatki śniegu moczą bibułkę, buty nie stukają a srebrzystowłosi zakochani nie spacerują w blasku późnojesiennego księżyca. Teraz już nie musi zastanawiać się nad tym czy grzeszy, czy jest moralna jak te wszystkie kobiety, które mija w sklepach, na rozdeptanych chodnikach lub klatce schodowej, która wiedzie dokądś nigdy do nikąd.
One nie grzeszą.
Ona nie grzeszy, już...

Wczoraj
Jest tajemnicą. Wiewiórka biegnie z ostatnim orzechem.
Mój Boże, oby zapamiętała miejsce, w którym go zakopie, pomyślała Anna.
Wiewiórki mają krótką pamięć, tej pięknej rudej, najchętniej oddałaby swoją.


_________________
Mówiłaś, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś, mówiłaś też, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś ze mną, a teraz które ze zdań wybierasz? / Cohen


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mewa




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:47, 28 Sty 2009    Temat postu:

To co nigdy nie zostało powiedziane

Myślę, że do twarzy jest jej z milczeniem, kobiety, które niewiele mówią mają piękne oczy i ciepłe dłonie. Śmieszne prawda? Obserwuję ją, krząta się po mieszkaniu jak co dzień, przekłada bibeloty, czyta, sprząta, czyta, gotuje, czyta, pisze, sprząta, czyta i tak w kółko.

Zamknięta książka leży na kolanach, kot zwinął się w kłębek, śpi a ona w myślach pisze list.

Pewnie zadeptujesz ślady, które wczoraj zostawiłam w Krakowie.
Czujesz? to zapach maślanych bułeczek. Tak, rzucam w ciebie tymi bułeczkami jeszcze ciepłymi, sama piekłam, bo nikomu (pod nieobecność mamy) nie przyszło do głowy, ze należy kupić chleb.
I tak sobie je piekę od samiutkiego rana, na początku to nawet marudziłam pod nosem, ale powiedz sam jaki jest sens...?
Zepsułabym sobie nastrój a i tak nikt by nic nie usłyszał, bo spali, dopiero jak
zaczął roznosić się zapach, to powoli moje szczęścia zaczęły się wyłaniać z łóżek i wędrować do kuchni wiedzione ogromną miłością do mamy.
Nieważne za co i po co, ale tak smacznie mnie teraz kochają.
Takich zapachów to jeszcze w żadnym liście nie dostałeś ( no chyba, że od Twojej Mamusi, bo powiem Ci na ucho, ze Matki widzą w synach więcej i lepiej niż żony, same zalety!). Jedz bułeczki dopóki są ciepłe.
Całuję i zostawiam ślad mąki na twojej brodzie.
No i jak nie kochać świata za mąkę, jajka, drożdże, mleko, sama natura, żadnych
polepszaczy. Miłego dnia cnotliwy kochanku.

Uśmiecha się, pięknie wygląda, jest młoda, młodsza, inna. To tak, jakby tajemnica była eliksirem życia, radości. Wiem, ona nie wie, ze ja wiem, i dobrze niech tak pozostanie.

Syty leniwy kot kładzie się na jej kolanach, mruczy tak aby zagłuszyć kolejny list, mam wrażenie, że te listy piszą razem – ona i kot.

Ty w ciepłych paputkach i w kamizelce też cieplutkiej, chłody miną.
Zgadzam się, pewnie, że się zgadzam na Kraków!
Bardzo chcę iść do księgarni i myszkować po półkach, lubię zapach nowych książek, mam wrażenie, ze taka nowiutka jest napisana i wydana tylko dla mnie.
Dotykam je i wącham, ale jak ty będziesz ze mną ograniczę się do dotyku (książek, oczywiście). Utknę przy półce z książkami Coetzeego i Doctorowa, lubię sposób w jaki piszą, dotychczas łykałam ich literki w egzemplarzach z biblioteki, i mam wrażenie, że jak
dotknę nowej książki to oczarują mnie jeszcze bardziej. No i popatrzymy na pana Eco, bo on ładnie pisze, ale i śliczny jest !
Powiedz, ze powąchasz ze mną te książki w Krakowie ?
No to jesteśmy umówieni na piękną pogodę!

Zagłaskać kota, „zamilczeć” kobietę, tak wiem, brzydkie określenie. Ona jest „zamilczana”, ale chyba dobrze jest jej z tym? Oczy ma uśmiechnięte, ciepłe dłonie, u kobiety to ważne.

Czesze kota, a może to kot sam się czesze podążając za szczotką w jej dłoni? Ona pisze.


Matko kochana, ja nie jestem ani mądra ani nie "posiadam rozległej
wiedzy", mam szczęście, a oprócz tego możemy mówić to co wiemy...a pokłady głupoty i niewiedzy są pokryte mgłą tajemniczości. Jeszcze jedno, możliwość patrzenia na siebie,
mówienia o swojej czułości w stosunku do Ciebie siedzącego na przeciw, o swoim pragnieniu, fantazji jaka przemyka przez głowę w danej chwili jest, arcy-grą,jest uczuciem tak podniecającym, że dreszcze wędrują po plecach.
Muszę się przyznać, ze nie wiem jak pachną perfumy Calvina Kleina , ale domyślam się, że to jest poezja zapachu, bo i On jest poezją, manipulatorem ludzkich odczuć, ma smykałkę, wie jak grać na ludzkich zmysłach: węchu, wzroku, a co za tym idzie i dotyku.
Jestem kobietą, która o ile tylko może to pachnie "Panią Walewską" , a jak nie może to "Być może" Paris. Dlatego mówiłam Tobie, że daleko mi do wyrafinowanej, pełnej kolorów i smaku kobiety.
Całuję Ciebie zapachem, który znam i lubię, który Tobie chyba nie przeszkadza, cieszę się, że mogłam poznać zapach perfum Calvina, bo lubię go, i domyślam się co mógł w swojej perwersyjnej inteligencją i smakiem podszytej wyobraźni, stworzyć.
No i wiszę Tobie na plecach i cały dzionek szepczę do ucha, że nie zrobimy ze
sobą i sobie....i całuję miedzy jedną fantazją a drugą...ucho
zmęczone i zaczerwienione.

Przyjemnie jest spoglądać na szczęśliwe, milczące kobiety:)

Tak, przyjemnie jest spoglądać na szczęśliwą kobietę ,piszącą swoje listy. Nie jestem pewna, czy adresat listów istnieje.
To tak jak z Anną, pamiętasz? Do tej pory nie wiem czy jej życie było realne czy wirtualne? Anna ,była zagubiona, pełna sprzeczności, pretensji i uniesień.
Tutaj jest spokój, nic tylko uśmiech i spokój.

Kot śpi , kobieta czyta, nie zdjęła okularów, przecież ona w tych okularach nie może czytać.

Pada, ciągle pada, upalne lato skończyło się. Tęsknię za tymi upałami, lubię ciepło, zresztą dobrze o tym wiesz. Dzisiaj byłam na spacerze, lipy mokną, a swoją drogą ta nasza polana jest śliczna. Znowu widziałam sarny, nie boją się mnie, wiewiórka też była zdziwiona, że Ciebie ze mną nie było. Widzisz? Nie wierzyłeś, że można zaprzyjaźnić się z wiewiórką. Uśmiecham się gdy to piszę. Tak, na Wielorybie są lisy a zajęcy coraz mniej. Przykre, równowaga, ech. Wszędzie ta równowaga. A ja? Matko kochana, jak zwykle, chciałabym aby było cicho spokojnie, bez dramatów. Niemożliwe! Widzę jak wypowiadasz to swoje – Niemożliwe!.
Jutro nie mogę być pod lipami. Nie pytaj dlaczego? A swoją drogą trzymaj za mnie kciuki jutro, godzina 11 .
Tęsknię na swój własny sposób, chciałabym się z Tobą zobaczyć, jednak...
Dobranoc, śpij dobrze. Zasypiaj obrazami, razem nigdy, tak właśnie, nie zaśniemy.

Ciekawość, pierwszy stopień do piekła. Ile to razy już słyszałam?
Nie pamiętam dokładnie kiedy to było, rok temu? A może dwa? Wtedy zaczęła chorować poważniej, ataki stały się częste, kończyły się szpitalem. Wtedy pierwszy raz powiedziała mi o swojej tajemnej skrzynce i adresie. Dodała, że gdyby nie wróciła, to mam powiadomić osoby, które ujęte są w skrzynce adresowej. Wtedy też mam przeczytać listy, które tam są, ale tylko wtedy, gdy nie wróci. Ciekawość.

Wraca, kot jak zwykle jest przy niej, ona i kot.

Spokojnie, zawsze Tobie mówię, że należy zachować spokój. Nie poradzisz nic na sprawę Grassa, Herberta. Taki jest ten nasz świat, spójrz, on, ten świat, nie jest nawet bezwzględny, ale najzwyczajniej , głupi. Są ludzie, którzy żywią się głupotą, kreując siebie idą po trupach, cóż tam dla nich „Blaszany bębenek”, cóż Nobel, cóż Nobel nie przyznany, gdy tylko można wdeptać w ziemię kogoś mądrzejszego, wartościowego? Boże, jakie trzeba mieć wysokie mniemanie o sobie, że bez zmrużenia oka wydaje się sądy o innych? Jak będzie wyglądała starość tych „sprawiedliwych” ? Myślę, że nawet wtedy nie przyznają się przed sobą do swoich grzechów. Zapomną o krzywdach jakie wyrządzili swoim bliskim w wieku 17 lat, zapomną o zdradach, oszustwach, fałszowaniu podpisów na listach wyborczych. To przecież takie nic, to tylko drobne kłamstwa. Pójdą do spowiedzi, i wszystko. Więc po co? No sam powiedz po co denerwujesz się? Śmialiśmy się kiedyś, dumni byliśmy śmiejąc się, że w ciekawych czasach przyszło nam żyć. Wspominaliśmy naszych rodziców, wdzięczni za to, że kochali się, że przez przypadek, z miłości lub obowiązku właśnie nam , jakiejś nocy umożliwili życie, w takich właśnie, ciekawych czasach.
Piwonie, pamiętaj, że gdy przywieziesz nową ziemię to rozsypuj ją ostrożnie, by piwonie przetrwały. Rozprowadzaj tak, aby serce nie zmęczyło się. Nie chcę już przeżywać takich sensacji jak w czerwcu. Dbaj o siebie.


Nie zawsze, ale często mam ochotę przeczytać te listy, właśnie teraz, gdy ona jeszcze jest. To nie tylko o ciekawość chodzi, ale także o możliwość wyjaśnień, skąd ta tajemnica, dlaczego tak właśnie? Ostatnio, gdy po zajęciach poszłam ją odwiedzić w szpitalu, wydawało mi się, że z jej sali wychodzi mężczyzna, znam go, przedstawiała mi go kiedyś. Wie, że go lubię i cenię, że nie miałabym nic przeciw ich spotykaniu się lub życiu razem. Dlaczego więc?

Dzisiaj jest lekko zdenerwowana, ukrywa to, kot na spacerze.

Nie, jeszcze raz nie! Żadne bale, doskonale Wiesz, że ja mogę chodzić z Tobą po lesie, Krakowie, księgarniach, kawiarniach, siedzieć w chatce, podziwiać w lesie buki, ale nie, bale nie wchodzą w grę. Zawsze mówiłam, że nasz świat jest wspólny w lesie, listach, podczas sadzenia piwonii i bzu, ratowania kasztanowca, ale nie na balu, na żadnych oficjalnych przyjęciach. Ja nie pachnę Calvinem Kleinem, Channel nr 5 , Ty wiesz, że ja wiem, że nie jestem ostatnią idiotką, że potrafię mówić, ale nie bale! nie!. Idź z byłą żoną, byłą kochanką lub aktualną , asystentką, idź z kim chcesz, ale nie ze mną. Nie zgadzam się . Wiesz, że istotne jest dla mnie to iż powtarzasz mi, że jestem piękną kobietą, że chciałbyś, że zawsze, że dlaczego? i tych „że” cała masa.
Dla mnie to „że” , to miód, ale jest granica. My wiemy, inni nie muszą. Po co? Dlaczego? To, co nam obojgu daje radość, przemieniać w funkcjonujące dobrze lub źle życie?
Nam sprawdził się taki właśnie układ, ja nie chcę wychodzić z cienia, ja chcę w tym cieniu być. Wiem, powiesz, że się boję, że ze strachu jestem w stanie zrezygnować ze wszystkiego. Jednak to nie jest tak, teraz niczego się nie boję, nie muszę udawać, nie muszę poddawać się, po prawie 30 latach jestem sobą. Ja chcę Tobie ufać na spacerze, ufam Tobie w życiu, wierzę Tobie, ale niech zostanie tak jak jest teraz. Bal nie oznacza podania herbaty, wskoczenia we flanelową koszulę, bal to chwila, herbata i koszula to spokój, to później, nie, nie starość a później, gdy wolniej myśli biegną i wczesne popołudnie oznacza zmęczenie. Nie na balu mamy być razem i blisko, ale później... gdy zmęczenie...
Kocham te listy, bo mogę pokrzyczeć, gdybym to wszystko musiała tobie powiedzieć nie powiedziałabym, Usłyszałbyś tylko – Nie mogę.

Lubię ją piszącą, lubię na nią patrzeć. Jestem dorosła, nie mam tajemnic, żyję spontanicznie, poznaję życie. Tajemnice budzą ciekawość, życie jest tajemnicą, dla mnie jeszcze przygodą, z zaciekawieniem oczekuję tego co będzie za rok, dwa. Jestem niecierpliwa. Lubię cierpliwe kobiety.

Tak dużo mówiłam o cierpliwości, ciekawości, tajemnicy. Pamiętam jak oglądała film „Co się zdarzyło w Madison County” , była wyraźnie wzruszona. Widziała go wiele razy, ale ten ostatni raz, gdy przyniosłam płytę , oglądała i jestem pewna, że płakała.

Być jej kotem, on wie wszystko, ale to kot – milczy.

Przeglądam nasze listy, szczególnie wtedy gdy źle się czuję. Mówiłam Tobie kto ma do nich „kluczyk” . Jestem szczęśliwa, że to nie jest powieść, opowiadanie, sam widzisz, że nasza znajomość to najnormalniejszy kicz. Powiesz – Romans! Uczucie!
Nie ma romansu, jest uczucie i przyjaźń. Odwaga, Wiesz? Chciałabym kiedyś powiedzieć do siebie samej – Mam kochanka, kocham i jestem szczęśliwa!. Zobacz jak to fajnie brzmi, ale nie powiem.
Pada deszcz i wieje wiatr, a z wiatrem jest tak jak z mężczyznami. Lubię, ale się ich boję.
Kicia paraduje w mokrym futerku i chce być uczesaną. Biegnę czesać kota.
Między jedną kroplą a drugą (deszczu) jest radość, przytrzymaj ją dla siebie.
Powiedz sam, życie jest takie..................no właśnie jakie? Tylko nie mów, że
krótkie.
Bądź spokojny, moje serce jest ciche. Śpij dobrze

Opowiadała mi, że widziała śmieszne zdanie : "dobry, mądry z poczuciem humoru. Musi mieć pasję i wiedzieć czego chce.
..
Jak ma być tłuk - to wolę kota...". Czasami z przerażeniem patrzę na tego jej kota, czyżby... ? niemożliwe!

Starzejemy się? Tyle ostatnio mówimy o dzieciństwie młodości. Twoje związki z Litwą są dosyć mocne. Moja wiedza na temat Litwy i litwinów jest malutka.
Zawdzięczamy Litwie króla, historia i zmagania z zaborcami też podobne...z tym, ze nie zawsze My tam byliśmy potrzebni i za to przepraszam Ciebie i Twoją Mamusię. Tak na dobrą sprawę to Litwini
byli państwem tylko za panowania Mendoga i krótko po I wojnie światowej, no i teraz. Przypomniało mi się! To jest ważne.
Karaimowie nie są muzułmanami w wierze, owszem wywodzą się z plemion tureckich, ale ich odmienność polega na tym, ze są wyznawcami judaizmu, nie jego czystej formy, ale pewnej odmiany tego wyznania. Ja tylko o nich słyszałam, nie interesowałam się ich losami, ale jak tylko znajdę trochę czasu to poczytam. Wiem, ze z Krymu ściągnął ich książe Witold, stanowili jego gwardię przyboczną, właśnie ich wyznanie bardzo ortodoksyjne(oni nie dopuszczają do kontaktów z neofitami) było dla Witolda ostoją i pewnego rodzaju pewnością, że będa mu wierni i dbający o jego życie.
Mało wiem, trochę słyszałam o karaimach, ale to ciekawostka, która jest związana z Litwą jak mennonici z Żuławami. Powiedz mi, czy faktycznie domki karaimów maja trzy okna na ulicę, tak aby z jednego z nich można zobaczyć księżyc?
Wypoczęłam, poukładałam swoje myśli, ale pomógł mi w tym dopiero spacer. Ucieszył mnie Twój
list, tak lubię gdy jest od Ciebie jakaś wiadomość. Popatrz straciłam cały dzień na niczym, nawet nie czytałam...pooglądałam skoki, siatkówkę i nie zrobiłam nic... Ale mi fajnie, słodkie
lenistwo mnie teraz ogarnęło. A jak lenistwo , to i myśli słodko kosmate. Jak kosmatości nabiorą kształtu to je opiszę, no i z czego się śmiejesz? Stać mnie na kosmatość.
Naprawdę mnie staćJ To jest zaleta poczty elektronicznej, że można , umownie przesłać z klawiatury uśmiech. JJ

Więcej telefonów mniej wyjść, nawet kot jest zdezorientowany. Jednak chodzi wesoła i uśmiechnięta, pewnie nic się nie dzieje złego. Jest tak jak zawsze.

Jak tu nie powiedzieć - Dobranoc? Piszę do Ciebie, by się pochwalić - byłam dzisiaj piękna. Nie pytaj jak to zrobiłam, skoro jestem tylko X ? Powiedziałam sobie, ze będę piękna ...i byłam! Nawet się ciut zdziwiłam, ze tak potrafię.
Zazdroszczę Tobie tych koni, żagli , widoków. Lubię, gdy konie stoją do siebie łbami, i kładą łby na kłębach.
Wiesz, ja pamiętam jeszcze muły, potem u Babci pojawiły się pół krwi araby, zawsze gniade, szanowane, dbano o nie. Były też dwa siodła i marzenia wujka o koniu pełnej krwi . I pojawił się w końcu Platon.
Też troche na nim jeździłam, ale zawsze była do niego długa kolejka. Za to w przyjaźni wielkiej byłam z tym "niepełnym" arabem - Bucek:))
Matko kochana, nie masz większego problemu? Odpoczywaj, bo po powrocie musisz wreszcie skończyć pisać książkę.
Ja lubię brzydkich mężczyzn! Mam, i chcę, Ciebie lubić a nie zakochiwać się i pragnąć hahaha
Lubię tego Borutę co tkwi w Tobie.
Dziwny był list i ostatnia nasza rozmowa telefoniczna.
We Freuda nie będę się bawiła...ale zawsze tkwi w kobietach- pierwszy mężczyzna - to on
uczy nas miłości, uświadamia nasze pragnienia i potrzeby. No tak, ale wtedy gdy pojawia się ten pierwszy mężczyzna, to z reguły jest to nauka wspólna, korepetycje są zbędne, czas nauki miłości i szacunku. A błędy? Jasne, że są, ale ten dotyk, czułość maja w sobie tak ogromną dozę tajemnicy, niewinności .
Pozdrów konie Tułaczu, pozdrów las i wody , Żeglarzu i szantę zanuć, tak abym usłyszała...uważaj na rum, bywa
zdradliwy.

Zaczął się wrzesień ich kolejny wrzesień. No tak, tylko ja nic nie wiem, ze to jest „ich” wrzesień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mewa




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:50, 28 Sty 2009    Temat postu:

Moje tam

Nie potrafię znaleźć słów, które mówiłyby o uroku i czarze Żuław. To inny świat, odmienny rytm życia i inni ludzie. Zapewne dlatego tak myślę, bo to kraj dzieciństwa, moje korzenie, myśli i ucieczka w marzenia. Nowy Dwór Gdański, Malbork, Krynica Morska, Mikoszewo, Jantar, Sztutowo, cała Mierzeja Wiślana.
Nie wiem czy, dzisiaj , to dobry dzień na przypominanie sobie tych miejsc, na wspomnienia ludzi, powrót do siebie. Tęsknota, sentyment spowodowały, że dla mnie nawet nazwy miejscowości są przyjazne.
Mikoszewo, jest wioską rybacką , krótka legenda, a może i prawda?
Bardzo bogaty człowiek o imieniu, Niklas, przed bitwą pod Grunwaldem gościł w swoim domostwie mistrza Zakonu Krzyżackiego, Ulrika von Jungingena, podczas uczty czcigodni goście nie zasiadali na krzesłach, ów oszczędny do granic, Niklas, posadził ich na beczkach wypełnionych złotem.
Nie wiem, czy dostrzegał urok miejsca, w którym mieszkał, czasami odnoszę wrażenie, że to obok chaty legendarnego Niklasa znajduje się rezerwat wodnego ptactwa, prześliczne, głośne, wesołe miejsce, lornetka to zbyteczny przyrząd , by owe ptaki obserwować, ufają.
Właśnie teraz próbuję przypomnieć sobie jak wyglądały rozmowy (niektóre) z moją mamą, to ona opowiedziała mi legendę i próbowałyśmy wyobrazić sobie spotkanie Wielkiego Mistrza Zakonu z bogatym i nieokrzesanym Niklasem. Ulryk von Jungingen lubił otaczać się zbytkiem, Malbork dorównywał stolicom państw europejskich, piękne kobiety, grajkowie, linoskoczkowie, wystawne uczty i rycerze walczący w turniejach.
Orkiestra grała do końca- to zdanie, mówiące o tragedii Titanica, kojarzy mi się z tym co opowiedziała mi mama.
Ulryk von Jungingen zdobywając zamek w Złotoryji kazał u stóp obleganej twierdzy postawić suto zastawiony stół, rycerze szturmowali a Wielki Mistrz bawił się w towarzystwie 12 rycerzy krzyżackich i dziewic sprowadzonych z Torunia. Wino płynęło strumieniami, towarzystwo zakonne świetnie się bawiło, orkiestra grała a knechci... dobijali obrońców zamku. Titanic i jego tragedia nie jest jedynym skojarzeniem orkiestry i śmierci, kilka wieków później orkiestra grała na placu, gdzie wiodła tablica powitalna „Arbeit macht frei”
Więc jak wyglądało spotkanie Mistrza i Niklasa?
Mam wrażenie, że to była podróż pokutna Ulryka przed wielką bitwą, po której świetność zakonu zbladła. Ostatnie spojrzenie na morze, zerknięcie na lasy, wsłuchanie się w ciszę i śpiew ptaków przed bitwą, w której tylko szczęk oręża i krzyki rannych.
Zapewne z pogardą spoglądał na gospodarza, wiedział przecież o jego bogactwie, którego nie potrafił wydrzeć, zdobyć, był tylko gościem siedzącym na złocie i jedzącym ze wspólnej misy.
Teraz spoczywa w kaplicy św. Anny wśród innych mistrzów zakonu, a nigdy się nie dowiemy czy Niklas istniał, czy jego bogactwo jest mitem?
No tak, ale to inne czasy, wtedy potrzebny był rezerwat dla złota, ptaki były wolne i niezagrożone.

Jantar, wioska ta leży na trasie "bursztynowego szlaku" , późną jesienią nie ma problemu ze znalezieniem bursztynu, on sobie tam jest, pewnie, że to nie są duże bryłki, ale drobny kruszec wyrzucany przez morze, które nie zapomina, że to przecież jantar jest jednym z jego bogactw. Kiedyś, gdy jeszcze byli, moi rodzice zajmowali się obróbką tego kruszcu, robili korale, pierścionki, broszki, różańce , pomagałam trochę. Do najpiękniejszych wspomnień należy to jak na biały obrus mama wysypywała oszlifowane i wypolerowane koraliki o nieregularnych kształtach. Zapominałam wtedy o pyle bursztynowym i poparzonych palcach( każdy koralik szlifowany był w dłoniach), do tej pory mam w szufladzie na grudkach bursztynu odciski palców moich rodziców.
Bursztyn zadziwia...to jest zjawisko, nie można powiedzieć, że jest piękny, oszlifowany rozłożony na białym materiale zapiera dech, kolory od prawie czarnego, poprzez wiśniowy, niebieski, biały matowy , żółty matowy po taki całkiem przezroczysty znany wszystkim. Kolory bursztynu to jego tajemnica. Ciemniejsze odcienie, tego kruszcu , są wypłukiwane z ziemi i można je powiązać z ziemią litewską. Z kolei te, całkiem czarne mają w sobie zabrudzenia i niekoniecznie są to
muszki i motylki, zawierają w sobie brud epok. Bursztyn pokryty korą leczy, pył bursztynowy, zalany spirytusem leczy, jantar to - dobro.

Wracając do plaż, Jantar, Stegna , Mikoszewo, Kąty Rybackie, mają drobniutki piach- taki co piszczy pod stopami i parzy je. Lubiłam biegać po gorącym piasku, leżeć twarzą zwróconą w kierunku wody i słuchać szumu. To miejsce, w które kolejką wąskotorową udawaliśmy się na wagary.
Idąc plażą z Jantaru do Stegny można odnieść wrażenie, że zmierza się ku wyspie, bezludnej? Tajemniczej? Pogodnej na pewno. Ten spacer pamiętam jako szczególnie ważny, pożegnanie szkoły średniej, w sukniach balowych, jeszcze piękne a chłopcy eleganccy jak nigdy, wędrowaliśmy plażą marząc, tak, wtedy marzyliśmy o swojej przyszłości. Wydawała nam się piękna, groźna, dobrze znana, śmieszne prawda? Dobrze znana – gdy się nie zna, gdy się jest młodym i pełnym nadziei. A jednak, spacerujemy dalej ze sobą, spotykamy się, dzwonimy. Nie lata studiów i przyjaźnie zawarte, ale właśnie grono ludzi kończących bal maturalny spacerem z Jantaru do Stegny i ranek w kolejce wąskotorowej. Wiemy jacy jesteśmy – tak powiedział wtedy Marian, nie potrafimy się zaskoczyć, ale jak zboczymy to wiemy jacy byliśmy i to jest nasze bycie. Tak wtedy mówił Marian, jeden z uczestników naszego pożegnania ze szkołą, ale nie ze sobą.
Gdy zmęczy widok wód zatoki, mnie nigdy!! Można odpocząć w lesie, aby posłuchać szumu morza, wśród drzew jest wyobrażenie morza, a mowa wody jest zupełnie inna niż na plaży. Mam ochotę powiedzieć – tam to są dopiero lasy.
Wśród dębów, brzóz i osik jakich nigdzie nie ma, można karmić siebie jodem, szumem, spokojem.

Krynica Morska, przymykam oczy, by zobaczyć wydmy , te tuż przy plaży,
najmłodsze takie prawie białe, idąc w stronę miasta wydmy zmieniają kolor, śmieszne, ale wiek wydm to czyni.
Wydmy , ruchome piaski , są osady otoczone wydmami, można je spotkać w okolicach Przebrna i Piasków. Przemieszczające się wydmy...

Z kolei kraj kormoranów to Kąty Rybackie, pamiętam jak Wiesia i Andrzej fotografowali ostoję aparatem marki „Druch”. Uśmiecham się, ale to było wyzwanie!
Ostoja to starodrzew sosnowy na wierzchołkach drzew ptaki budują gniazda, białe odchody powodują obumieranie sosen, kormorany przenoszą się dalej, pozostaje po nich księżycowy krajobraz, właśnie on stanowił wyzwanie dla aparatu Andrzeja i Wiesi.
Moje miasto, Nowy Dwór Gdański, stolica Żuław, przyjeżdżający do mnie znajomi mówili – tu jest tak plaskato, że aż wklęsło. Mimo wszystko byli pod wrażeniem wierzb niskich znaczących rowy melioracyjne, i horyzontu, jedynego i niepowtarzalnego, wiem jeżeli jedyny to i niepowtarzalny, ale tak bardzo chcę podkreślić znaczenie HORYZONTU. Ciekawostką są zwodzone mosty, nadal czynne, z radością wspominam gdy trzeba było oczekiwać aby przepłynęły statki by móc iść dalej. To powodowało, że czas płynął inaczej, spokojniej, nie było pośpioechu, bo - ją - jego- sprawy zatrzymał most.

Mennonici, pozostały po nich płyty nagrobne stelle niejednokrotnie osiągające 2 metry, cmentarz nad rzeką Tugą.
Pracowici żuławscy amisze, tutaj mogli spokojnie żyć, budowali swoje zagrody na sztucznie usypanych wzniesieniach (terpy), tworzyli swoją Holandię na moich Żuławach, uśmiecham się, bo oni tam byli, pozostawili cmentarze, zagrody z pięknymi domami podcieniowymi, mnie tam nie ma, ja tylko tam bywam.
Teraz Żuławy tworzą Marian, Wiesia, Andrzej, Jurek, Bogusia, Teresa .
Wiesia kochała Andrzeja i Niemena, stałyśmy w oknie patrząc na deszcz i nuciłyśmy –„Stoję w oknie, długo w noc, całą noc tak samo jak Ty”, dziełem naszym była popisana flamastrem pościel, kwiatki, serduszka mówiły, że zostaniemy przyjaciółkami na zawsze. Tak jest, jesteśmy przyjaciółkami.
Jurek kochał Bogusię, ona jego tylko trochę, teraz są szczęśliwym małżeństwem. Utrzymujemy ze sobą stały kontakt.
Teresa urodziła Anię, odważna była, teraz jest żoną znanego matematyka. Oni również są moimi przyjaciółmi.
Marian, on wie co znaczy urodzajna gleba, czym są wspomnienia, wie co jest ważne w życiu, tworzy Żuławy i zawsze znajduje czas na rozmowy z ludźmi, o których mówił – Wiemy jacy jesteśmy.
Przewiozłam do mojego „Tutaj” pamiątki, książki, wspomnienia, zdjęcia, w moim Tam pozostawiłam rodziców. Do nich powrócę, dzisiaj tylko wspomniałam o ludziach i miejscach.
Przebiegłam przez kraj mojego dzieciństwa, sentymentalnie , ckliwie, zrobiłam mały wstęp do wspomnień, jestem miejscem, w którym byłam.

Gdy pisałam o Żuławach, nieoczekiwanie zadzwonił telefon , to była Wiesia
- Wiesz? Córka traci pracę, nie potrzebują młodych historyków.
Rozmawiałyśmy długo o niepowodzeniu zawodowym córki Wiesi i wielu innych sprawach.
Zanim ochłonęłam po telefonicznej pogawędce, przypomniałam sobie Stutthof, obóz koncentracyjny, który pierwszych 150 więźniów przyjął już 2 września 1939 roku, w drugim dniu wojny. Wielokrotnie zwiedzałam ten obóz , wiem, brzmi to tragicznie, nieodpowiednie słowo. Nie można bezdusznie „zwiedzać” miejsc kaźni.
Tam gdzie palono palono ciała ofiar stoi pomnik, kamień z tablicą informującą o śmierci i spopieleniu. Kolejny raz zadrżała mi ręka, bo nie o tym miejscu chciałam napisać.
W mojej pamięci bardzo mocno tkwi inne miejsce. Obóz miał wydzieloną część, żydowską.
Obecnie na skraju tej części stoi pomnik z tablicą upamiętniającą śmierć 28 tys kobiet żydowskich.
To miejsce po raz pierwszy unaoczniło mi los kobiet. One i ich dzieci praktycznie z góry były skazane na zagładę, nie mogły pracować tak wydajnie jak mężczyźni, z racji pochodzenia nie można było ich kochać, ani zakochiwać się w nich. Dzieciom nie można było pozwolić na dorośnięcie, rasa nie do kochania, rasa nie do dorośnięcia rasa, której nie wolno przetrwać.
W tym miejscu po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z ułomności płci, mam na myśli kobiety, wszystkie kobiety: Polki, Rosjanki, Cyganki, Żydówki, Francuski, Holenderki.
Kobiety i piekło wojny, właściwie wszystko co na ten temat się napisze może napotkać na zarzuty: ckliwość, egzaltacja. A jednak zaryzykuję i napiszę, mężczyzna idzie na wojnę, mężczyzna żegna się z rodziną, odchodzi, patrzy na śmierć towarzyszy, ginie, mężczyzna odchodzi na wojnę, bo tak ma zapisane: walczyć, dbać o spokój, opiekować się.
Kobiety wojna zaskakuje, one nie muszą, ale chcą dbać o rannych, wspierać swoich walczących mężczyzn, zastępować ich podczas nieobecności. Kobiety nie muszą więc zaskakuje je okrucieństwo mężczyzn, a także kobiet, bo ci bez zmrużenia oka wysyłają je i dzieci na śmierć. Nie pozwalają kobietom zadbać o to by mężczyźni mieli do kogo wracać.
Tutaj w Sztutowie po raz pierwszy pomyślałam – kobiety i wojna, one i obóz, kobiety i rozstanie z dziećmi.

Moje życie na Żuławach skończyło się, rozpoczęłam nowy etap. Ponownie kilkanaście kilometrów od mojego miejsca zamieszkania spotkałam się z obozem koncentracyjnym, tym razem to jest Oświęcim.
Powróciły kobiety, moje wyobrażenie, mizerne, ich myśli i odczuć i jeden fakt.
Wiadomo, że w obozach istniał opór, organizacje, które pomagały przetrwać owo piekło na ziemi i pomagały umierać. Opór oporowi nierówny, był on możliwy wyłącznie wśród więźniów, ale wśród tych, których kierowano bezpośrednio do komór gazowych?
Kobiety i opowieść przewodnika:
23 lub 24 października 1943 roku jedna z kobiet przywiezionych transportem z Bergen-Belsen w rozbieralni krematorium II wyrwała pistolet esesmanowi Josefowi Schillingerowi i oddała do niego kilka strzałów, raniąc go śmiertelnie. Ciężko postrzeliła również innego esesmana, Wilhelma Emmericha. Pozostałe kobiety rzuciły się na strażników - wszystkie zostały zamordowane.

To wydarzyło się w Oświęcimiu.

W Sztutowie nie potrzebują do pracy młodych historyków, córka Wiesi nie będzie mogła przyglądać się życiu kobiet w ekstremalnych warunkach, czytając książki, wertując dokumenty i wywiady na pewno opowie o kobietach, które przeżyły i wspomni o tych, którym się nie udało...
Szkoda, teraz gdy nie potrafimy wyjść poza swoje własne interesy, gdy rasa człowieka, jego wiara stają się ponownie zalążkiem wojen, nie ma miejsca dla młodych historyków...
Aż ciśnie się na usta – Generałowie zawsze dążą do wojen


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mewa




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:53, 28 Sty 2009    Temat postu:

Wieloryb

Raz, dwa, trzy...liczę kamienie, liście,
- głupota prawda?
Wspinam się na górkę, Wieloryb, dzieci ją tak nazwały, zimą raj, sanna.
Teraz jest sierpień, przemija zieleń, może nie tak, ona nie przemija, tylko wchłania tabletki na koncentrację, na pamięć. Tak , podobnie jak ja, tylko ja łykam proszki na miarowe bicie serca, na możliwość dalszego liczenia kamieni, na obietnice, że jeszcze się tutaj wdrapię.
Cztery, pięć, sześć... nie wiem dlaczego, ale wędruje ze mną „Amsterdam”, „Flamandki”, Jacques Brell zabrał się ze mną, i nuci w mojej głowie, swoim przepitym i przepalonym głosem. Tak sobie myślę:
- nie zasługuję na to, aby Brell wchodził ze mną na Wieloryba...
Siedem, osiem, dziewięć... dlaczego liczę? Przecież to pozwala mi minąć krąg buków, o jedną cyfrę więcej, a... Często o nich myślałam, a najzwyczajniej w świecie przeszłabym obok nich.
- tak łatwo przejść obok...
Słychać dzwony, tutaj jest ładnie, nie, tutaj pachnie, tutaj wszystko szybciej się goi. Czasami mam ochotę powiedzieć.
- Boże, odpocznij sobie ode mnie.
Jestem, udało się dzięki liczeniu kamieni i liści. Dobrze mi klamrami spięli to serce. Niby nic, tylko wchodzenie i schodzenie na i z Wieloryba....

Raz, dwa, trzy – znowu liczę, tym razem to nie są kamienie, to upływające minuty.
Jesień, już nie sierpień a koniec września, to już jesień, rozrzucone liście na Twojej drodze, na mojej również. Wiem, jestem pewna Ty je dostrzeżesz.
Cztery, pięć, sześć – mijam, nawet nie wiem co ja mijam, spieszę się do naszego miejsca. Mijam tęsknotę, która już cichnie,
Nie, jej tylko się zdawało, że cichnie, ukryła się w strachu na wróble, w wiatraku polnym, w wydeptanych ścieżkach, które zawsze wiodą do Ciebie. Wiem, jestem pewna, Ty tę tęsknotę dostrzeżesz.
Siedem, osiem, dziewięć – już wiem, że nadzieja nie jest dla głupich, a sens nie dla słabych. Tyle Wieloryb dla mnie znaczy i sporadyczne spacery szczególne, co każdy dzień, w którym myśli o Tobie buduję.
Buduję bycie z Tobą obok, ze słów i myśli, z dotyków wyobrażonych, zapamiętanych. Buduję z kwitnienia lipy, grzyba znalezionego, krzewu nie nazwanego. Wiem, jestem pewna, Ty moje budowanie zobaczysz.
Dziesięć – przestaję liczyć, widzę jak spacerujesz. Nawet nie myślę o tym aby wszystko co jest we mnie obrócić się mogło ku Tobie. Już wiem, nie ma tęsknoty jest – teraz- tylko i wyłącznie - teraz!
Drzewo, lipa, wpisane jest w mój los, masz spuszczone oczy , torujesz drogę, wiedziesz mnie krok za krokiem. Nie muszę szukać drogi, nie muszę mieć wielkiej perspektywy, mogę iść twarzą blisko Twojego krocza, wodzić dłonią i ustami po aksamicie ciała. Wiem, jestem pewna, drzewo wpisane jest w nasz los.
Nie ma liczb,- dalej nie liczę. Powierzam Tobie wszystko. Mówię, cicho mówię ginąc pod Tobą, chcę szczęścia, którego nie rozumiem, ale ufam, że to Ono.
Czuję jak zbliżasz się by zanurzyć się we mnie, szczypta uczucia, garstka goryczy, łyżka radości i smak czystych pokus. Mięknę, cichutko mięknę bo mam Twoją
nadzieję, że to początek.
Jestem w Twoich dłoniach. Wszystko jest dobre. Ratujesz mnie ode mnie samej, od niemądrego działania, od poruszania się dla samego ruchu. A potem odpoczywam w Twojej woli i milczę w cichej rozkoszy. Wracając, odpoczywasz we mnie kroplami z nabrzmiałych kasztanów, zapachem mięty zasuszonej i lipy odpoczywającej od westchnień. Wracając odpoczywam w Twojej woli i milczę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mewa




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:00, 28 Sty 2009    Temat postu:

Jestem Anna

Kiedyś zobaczyłam, usłyszałam:
-Jestem Anna. Rozmieniam swój czas, rozmieniam chwile. Stąpam po krawędziach dni, zatrzymuję lata. Bawię się w księżniczkę, piękną kobietę, ujmuję sobie lat to dodaję.
Czasami stwierdzam - moja samotność jest pokonana.
Innym razem - akceptuję swoje ograniczenia i słabości.
To powoduje, że cieszę się wolnością , piastuję wolność od fałszywego wartościowania swojego życia. Uciekam od uzależnienia czego w nim dokonam lub zdobędę. Jestem Anna.
Robię mój rachunek sumienia:

uciekam myślami przed prawdą, zaraz potem marzę o wyciszeniu i mówię, że ta ucieczka to ze zmęczenia, ze tak trudno jest się skupić.

użalam się nad sobą , ale prawda jest taka, ze kiedy mam dokonać wyboru to myślę tylko o siłach, które w ten wybór muszę włożyć.

zwykłe obowiązki, one są za "zwykłe" i natrętne, przypominają o "innych" ginę w nich Ja.

milczę kiedy trzeba mówić, mówię kiedy trzeba działać.

wędruję przez cierpienie i nie potrafię zapomnieć tej drogi, bo utrzymanie jej kosztuje całe życie, a próby zapomnienia dopisują stronę do rachunku sumienia. Jestem Anna.

Pomyślałam wtedy, że Anna naprawdę istnieje, pomyślałam też, że zaczyna się zgubienie. Anna spogląda, szuka drogi pomiędzy ciałem a charakterem. Szuka, niecierpliwie chwyta drobne różnice, czy grzechem jest ciało czy grzechem są ułomności charakteru. Anna istnieje, przecież powiedziała mi: Jestem Anna!
Zaraz potem wystukała:

Dobrze jest być
płatkiem śniegu
na Twoim policzku
pestką w śliwce
którą wyłuskujesz
słowem wypowiadanym
myślą przemyślaną
numerem telefonu
zakodowanym w pamięci
majakiem sennym
przynoszącym spokój
budzikiem dzwoniącym
o 6 nad ranem
groszkiem na talerzu
odsuwnym z obawą
uśmiechem tajemniczym
schowanym gdzieś w sercu
Dobrze jest być
jakby nie będąc...

Moja Anna jest, bo chce Być i być. Znowu rozległ się stuk klawiatury, Anna piękniała

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Annę?
Gdy przeczytała, że nie lubią jej żony, dziewczyny, kochanki. Uśmiechnęła się tylko i zapytała - dlaczego?.
Przecież ja nic złego nie robię, tylko mam swój numer gg, skrzynkę na listy, nic nikomu nie zabieram, daję swój czas.
Może źle to określiłam, dzielę się swoim czasem, dzielę się myślami, pragnieniami, marzeniami. Potykam się o produkt, który nie chce być produktem. Sama jestem takim produktem, wykreowanym ładnie opakowanym, czasami w uśmiech innym razem w łzy
Spojrzałam na Annę, podwinęła nogi, na kolana ułożyła klawiaturę, jej dłonie szybko wystukiwały litery, pojawiał się uśmiech na twarzy. Anna, tak Anna zaczynała być sobą.
- Cieszę się, że jesteś. Zmęczony? .
- Tak, czekałam na spotkanie, nie potrafiłam poskładać dnia.
- Wszystko w porządku, minął dzień kolejny, w pracy jak zawsze
- O dom nie pytaj, nie chcę o tym mówić, mów co u Ciebie, chcę słuchać
- Wiesz? Na ból głowy i pleców najlepszy jest masaż, poproś żonę aby wtarła Tobie w skronie Amol , niech delikatnie wciera. No i niech zrobi ci masaż pleców i barków.
- Rozumiem, wiem, mówiłeś już wiele razy, ale nie zaszkodzi zapytać jej jeszcze raz
- Nie, nie byłam, nie miałam czasu, obiad, sprawdzenie czy lekcje odrobione dzieci mają. Chwila rozmowy z nimi, wszystko biegiem.
- Znowu wrócił zmęczony, po serii pretensji zaszył się w swoim pokoju.
- Nie, nawet nie próbowałam z nim rozmawiać, nie ma sensu, on i tak nie wysłucha.
- Masz rację, najgorsza jest samotność we dwoje, truizmJJ.
- Popatrz, tak niewiele potrzeba, spokoju, rozmów, przytulenia i nie pytania o nic.
- Czy sypiamy ze sobą? Dlaczego o to pytasz, odpowiedź znasz.
- Widzisz, nie potrafię, nie umiem, zbyt dużo pretensji i bólu, nie potrafię dając z siebie wszystko iść do łóżka z kiś kto nie daje nic tylko jest
- Myślisz, ze można rozstrzygnąć problem seksu małżeńskiego? Układów i cichych dni?
- No i widzisz, robiłeś wszystko, kwiaty, których ja od męża nie dostałam nigdy, robisz śniadania , sprzątasz a ona nic tylko jest...
- O tak, Doctorowa uwielbiamJ
- Kocham Fitzgeralda, też nie lubię filmów akcji, tak teatr i jeszcze lubię Operę
- Tak, tak wiele wspólnego...
Cały czas obserwowałam rozpromienioną twarz Anny, wyglądała jak dziewczynka, delikatna Anna z warkoczami i rumieńcem na twarzy. Pomyślałam, że dobrze by było gdyby i Anna spojrzała na siebie w tej właśnie chwili.
Zaczęło świtać, umknął gdzieś szum komputera, stuk klawiszy. Poczułam zapach pościeli, Anna pachniała świeżością i ciepłem, usłyszałam też - obym to zapamiętała, gdy wstanę muszę zapisać:

I powiedz kim mi jesteś?
Literką na klawiaturze
Głosem z daleka ciepłym
Tęsknoty uosobieniem
I powiedz kim mi jesteś?
Znajomym zapachem fali
Ziarnkiem piasku malutkim
Myślą płynącą gdzieś dalej
I powiedz kim mi jesteś?
Czekaniem na dostępność
Jodem kojącym serce
Muszlą leżącą na brzegu
I powiedz kim mi jesteś?
Wyobraźnią zamkniętą w czasie
Marzeniem niedostępnym
Snem jak młodzieńcze wspomnienie

Właśnie wtedy uwierzyłam, że Anna spogląda.....

Nawet gdybym pisała pamiętnik nie przeczytałbyś. Patrzę na Ciebie, jesteś zadowolony, szczęśliwy, spokojny. Dużo czytasz, może napiszę opowiadanie o tamtym wieczorze, gdy zaczęła się...
Wiem, nie przeczytasz, bo uznasz je za nikomu niepotrzebną mieszaninę słów. Ja jednak pamiętam te wieczór gdy:

Zaskoczyłeś mnie pytaniami o wierność, o rodzaje i kolory jej odwrotności.
Mrużąc oczy i niezdarnie dotykając głowy, zapytałeś:
-czy fantazja to też jedna ze zdrad?.
Uśmiechnęłam się, no bo co innego mogłam zrobić? Nic, tylko uśmiechnąć się.
- no wiesz, powiedziałam zmieszana, ta fantazja to senna była, a może realna na wskroś tylko zawoalowana słowem?.
Stałeś bezradny by po chwili powiedzieć:
-to nie jest takie proste jak myślisz , widzisz ja ...
Przerwałam Tobie, zmieniłam temat rozmowy abyś nie musiał brnąć, nie pozwoliłam Tobie kontynuować roli z kiepskim scenariuszem. Sama byłam w tym momencie złą aktorką, miałam tylko szczęście, że Ty jako krytyk też byłeś w nienajlepszej formie.
Minęły miesiące, dwa, może trzy. Podczas kolacji powiedziałeś:
- powinniśmy od siebie odpocząć, jestem zmęczony pracą, dniem codziennym, nami. Nie zrozum mnie źle, ja naprawdę jestem zmęczony, chciałbym wyjechać, na tydzień, nie dłużej.
Znowu nie pozwoliłam Tobie skończyć, z uśmiechem powiedziałam:
-odpocznijmy od siebie Ty tam, tutaj ja. Tylko zadzwoń, że dojechałeś i daj znać o terminie powrotu.
Odpoczywałam, czytałam, pracowałam. Zasypiałam jak nigdy dotąd, szybko. Nie myślałam o Tobie. Dzień przed Twoim powrotem poszłam do kina na film” Między słowami”.
Wróciłam szczęśliwa, kolejny raz zdałam sobie sprawę, że istnieje „coś „ oprócz Ciebie.
Było jeszcze sporo rozmów przy stole, o nagłych wyjazdach, delegacjach, o „odnowieniu” lekko zniszczonej garderoby, zmianie sposobu ubierania się. Jeszcze dokładnie z tego okresu pamiętam, brak słów, lub ich znikomą ilość.
Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że oprócz Ciebie „coś” mam.
Ku mojemu zdziwieniu, zacząłeś częściej bywać w domu, ponownie „wskakiwałeś” w gazetę, oswajałeś stary fotel. Z tego okresu pamiętam, nadmiar słów nikomu niepotrzebnych, gdybyś nie był mężczyzną nazwałabym to „szczebiotaniem”.
Powrócił Twój dawny zapach, koszule i garnitury okazały się nie tak stare.
Podszedłeś do mnie, gdy siedziałam przy komputerze, powiedziałeś:
- pachnie domem, dobrze jest gdy pachnie.
Wtedy miałam ochotę odwrócić się do Ciebie i powiedzieć:
-nie wiem czy pamiętasz, ale zapytałeś mnie kiedyś o wierność i kolory jej odwrotności. Myślę, że nie zdrada jest najgorsza w życiu dwojga ludzi, a obojętność.

Jestem zmęczona, teraz poczułam zmęczenie i zastanawiam się czy to dobrze, że nie padło podczas naszych rozmów słowo – zdrada.
To nie jest najlepszy pomysł, by pisać opowiadanie o dniu, w którym zaczęła się -obojętność.

Późno

On jest, ona jest, oni są. Nie jest ważne kiedy i gdzie? Czy późno czy w sam raz.- ważne, że oni wspólnie są, że zdążyli się spotkać, właśnie - spotkać, nie minąć.
Nie pytaj kim jest On i nie zapytuj kim Ona. Dwoje ludzi.
Najważniejsze, że trafili na siebie, że nie minęli swoich cieni, płaszczy, spodni i sukienek.
Zaczęło się prozaicznie, od listu napisanego , nie, zaczęło się od postu zamieszczonego na forum. Czas komputerów stał się ich czasem.
List płynął za listem, opowieści, wynurzenia, wspomnienia, dyskusje. Dzień się listem zaczynał, jadł listem obiad i listem szedł spać. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, przypuszczam, że on przestraszył się częstotliwości napływających do skrzynki słów, bliskości i wspólnoty myśli, w panikę zupełną wpadł, gdy okazało się, że nie dzielą ich kilometrów setki, lub dziesiątki a tylko kilka - za blisko, zbyt wielka pokusa, aby skonfrontować wspólne myśli.
Chyba już przestanę mówić o listach, w każdym razie były, było ich dużo.
On po pewnym czasie zamilkł - tacy są mężczyźni - pomyślała.
Minęła wiosna, sama nie wie dlaczego wiedziała, ze tę wiosnę musi przeczekać, że on zanurzony jest w romans internetowy, z młodszą, na pewno piękniejszą.
Przeczekać - tak to dobre słowo, stał się zbyt ważny dla niej, aby mogła zapomnieć, postanowiła przeczekać. Ile to może potrwać? Zastanawiała się, miesiąc, dwa, góra trzy?.
Jej Wystarczał wzrok przypadkowo napotkanego mężczyzny, usłyszany komplement.
Odzyskiwała pewność siebie, tak z upływem czasu , pojawiło się w niej coś co zwracało uwagę mężczyzn, nie potrafiła tego czegoś określić, nie umiała, bo tak naprawdę niewiele wiedziała o sobie.
On jednak, zapewne porzucony (co jest najbardziej prawdopodobne) lub znudzony, odezwał się, napisał. Tak, teraz już wiedziała, że karty rozdaje ona, że teraz wszystko, początek i koniec zależy tylko od niej. Nigdy o nic nie pytała, czekała. Skrzynka się zapełniała, listy znowu płynęły starym korytem rzeki. Powrót z wakacji, i pytania, a może teraz? Może nadszedł czas, aby zaproponować spotkanie?
Kiedyś jej napisał, że był w miejscowości, w której ona mieszka, że myślał o niej, no tak, ale jak ją odnaleźć?. Odpowiedziała, że gdy tylko będzie chciał ją odszukać, to ją po prostu odszuka, nie są przecież bezradnymi dziećmi a dwójką dojrzałych ludzi.
Po wielu miesiącach korespondencji( z przerwą na wiosnę) w skrzynce znalazła list z podanym numerem telefonu i krótkim słowem - zadzwoń.

Nie miała czasu na specjalny makijaż, fryzurę, odpowiednie ubranie. Wszystko się działo w ciągu godziny.
Spotkali się. Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, bolączką stała się mowa, o czym rozmawiać gdy nie jesteś pewna. Z niej ponownie zaczęły wychodzić kompleksy, niepewność, tak chciała dotknąć, dotknąć swojego marzenia, teraz uosobionego, nie potrafiła .
Nie potrafiła skupić się na myśli żadnej, na nim , sobie, widziała tylko przyrodę, nic do niej nie docierało.
W niepewności sytuacji, obserwowała widok z wieży, białej wieży , białego zamku, masa muszek, niepewność, On -ciepły, męski, dobrotliwy.
Pomyślała dotknę go, aby się upewnić , aby wiedzieć, tam chciała się przekonać, przełamać swój strach.
Nie dotknęła, nie przekonała się, zeszli na dół, po drodze mijali drzewa z orzechami, on ujął w dłoń kilka orzechów - powiedział- za dziesięć dni dojrzeją- pomyślała - już dojrzały.
W restauracji patrzała jak jadł, jak siedzi, patrzy, zwracała uwagę na każdy jego ruch, dorosłego, pewnego siebie, niepewnego sytuacji, mężczyzny. Dotyk, tak on jest ważny. Pierwszy, czasami jest ostatnim, ten dotyk kolanem ośmielił, zaciśnięcie kolan pod stolikiem, tak, ten dotyk ośmielił.
Czasami myśli, jak opisałby to spotkanie Singer?.
Opisałby pięknie, prosto, spojrzał oczami mężczyzny, nie, Singer nie pomógłby jej, kobiecie. On nie pomógłby , on patrzy oczami mężczyzny. Nie ma żalu do Singera, on potrafi opowiadać, milczeć, obserwować, potrafi zacisnąć w słowie chwilę.
Singer nie pomógł jej ciału, dłoniom, ich ciała wiedzione instynktem błądziły, mknęły po niebezpiecznej trasie szybkiego ruchu. Zakłopotanie, ciekawość, nie wstydu nie było, nie było cienia wstydu między Nim i Nią.
Odchodząc spojrzała w jego twarz, był szczęśliwy , na pożegnanie przytulił ją i powiedział - to dopiero początek.
Odpoczywała, odpoczywała na ławce, kilometr od domu, setki kilometrów od myśli, centymetry od rozkołysanych uczuć.
Tak, to był dzień, w którym po raz pierwszy nie zaglądnęła do skrzynki, to był dzień zapamiętania i nie rozgrzebywania, nie dociekania, to był dzień.
Siedząc na tej ławce pomyślała, że nigdy nie podpisze certyfikatu, będzie poruszała się bezpiecznie, bezpiecznie dla siebie, egoistycznie.
Wtedy pomyślała też, nie jestem zła. Ja nie jestem zła!
Zatrzymuję tylko dla siebie odrobinę ciepła.
Nie pozwoli na to aby ten romans trwał, skrzynka pełna nie przeczytanych listów, nieodebrane telefony . Ona jest, On jest, nie ma Ich..

Jej mężczyźni

To była "Jesienna kobieta", której skończyły się pomysły na marzenia o ostatnim mężczyźnie życia. Nawet nie posmutniała, przykro się jej też nie zrobiło, po prostu eliminowała.
Piękna tak jak tylko może być kobieta o drugiej nad ranem, myślała:
- Z Raymondem Chandlerem mogłabym krążyć po zaułkach czarnego kryminału, oddychać duszną atmosferą czasów odległych. Mieć czerwone usta i takie same paznokcie, woalkę na twarzy, długi papieros, tak mogłabym być kobietą Chandlera. Z jego Marlowem mogłabym potykać się o zbrodnie doskonałe i te mniej doskonałe, bo przecież one popełniane są tylko przez namiętność i tajemnicze kobiety.

Przemknął Chandler, zabrał swoich detektywów, gangsterów, została tylko piękna kobieta.

- Z Bogartem zostałabym w Casablance nie myśląc o wojnie, zostałabym dla pocałunku, dotyku jego dłoni, piosenki w knajpie a także dla legendy. W końcu każda kobieta marzy by być legendą. Tyle jest we mnie z Ingrid Bergman, a może lepiej z Lauren Baccall?

Wsiadła do samolotu z czasów drugiej wojny, odleciała, by pomyśleć z kim mogłaby nie być.
- Cohello nie pomogłabym pisać "Alchemika" ani "Rzeki Piedry", mężczyzn, którzy nie mają nic do powiedzenia lubimy tylko przez chwilę, do czasu, gdy okazuje się, że są nudni.

Uśmiechnęła się na myśl, by mogła siedzieć nad rzeką Piedrą i płakać, nie, to zdecydowanie nie dla niej.

- Dla Pilcha nie byłabym muzą do "Pod mocnym Aniołem", owszem , można go uznać za przystojnego, mężczyzna modny, ale z problemami. To tylko mit, że kobiety lubią takich mężczyzn, na pewno nie lubią ich o drugiej nad ranem, o nie.


Poczuła senność, nawet nie zdążyła pomyśleć, że mężczyźni jej życia, są martwi lub nieosiągalni, albo najzwyczajniej w świecie nieciekawi. Jaka jest ona?. Teraz śpi, by obudzić się i. snuć marzenia o tym co nigdy się jej nie przytrafi.

Mów , rozmowy z...

"Coś" przemknęło, niewidzialne, niedotykalne, ale nie obce.
Przymykam oczy, zamykam "Coś" w ramionach i opowiadam:
Wiesz, zgubiłam pierścionek, który tak lubiłaś, który obiecałam Tobie kiedyś dać. Tak, wiem, powinnam "wtedy", ale wtedy myśl o pierścionku była ostatnią myślą jaka mogłaby mi przyjść do głowy.
Widzisz? Mieszkanie zmieniło się, już piąty raz od Twojego "bycia" tutaj, zostałaś zamalowana.
Tak jest weselej prawda?
Nie, staram się nie rozmawiać z nikim o tym co nam się przytrafia, tak jest dobrze, nie ma potrzeby zmieniać nic, a szczególnie opowiadać. Uśmiechasz się, myślisz, że Ktoś zrozumiałby?. Ty wiesz, że wszystko się jakoś układa, dni gonią dni a pory roku się zmieniają. Potrafimy rozmawiać, już potrafimy rozmawiać.
Moje rozmowy z NIM?. Nie wiem czy mają sens, ciągle szukam wytłumaczenia.
Tak nasze filiżanki dymią, pachną kawą, mocną czarną kawą. To są nasze pierwsze wspólne kawy, to są nasze pierwsze słuchania siebie, nie znałyśmy tego przedtem. Masz rację, to były inne relacje, inne sytuacje, inne rzeczy musiałam Tobie wytłumaczyć, nauczyć. Widzisz ja wtedy musiałam tłumaczyć Tobie coś czego sama nie rozumiałam, do tej pory nie rozumiem.
Nie, Twój pokój nie jest już całkiem Twój, tam jest ktoś inny, ale go znasz.
Zauważyłaś? Tak, to już młodzieniec. Lubię gdy razem się uśmiechamy, cicho uśmiechamy, by nikt nas nie usłyszał.
Chcesz popatrzeć na swoją półkę, rozumiem, no widzisz, ciągle jesteś.
Uparcie wracasz do rozmów o NIM, tak, jest w moim umyśle, sercu, pretensjach, kościołach, które odwiedzam. Mówią, że jest wszędzie, oby nie zawsze podsłuchiwał moje rozmyślania. Wiem, wiem, nie możesz mówić, nie możesz zdradzać, ja tego od Ciebie nie wymagam.
Zjem kawałek ciasta, mazurek z masą kaimakową, tak lubiłaś.
Kiedyś pomyślałam, że dobrze byłoby być pobożnym Japończykiem. On może powędrować do świątyni stojącej w pięknym miejscu i stanąć przed nią w zupełnym milczeniu. Popatrzy na potężny gong u wejścia do pagody, uderzy weń, nisko się skłoni i w tym ukłonie trwa w absolutnej ciszy. Chciałabym tak trwać.
Proszę powtórz to co powiedziałaś, nie usłyszałam. Mówisz, że dokończyłaś moją opowieść?
Usłyszałam:
- Stałabyś przed pustą świątynią, a potem w kompletnej ciszy, powróciłabyś tam skąd przyszłaś. Nie potrafiłabyś nazwać po imieniu Bóstwa pustej świątyni...

Spokojnie, uda się


Osiedle jakich wiele, zielone, kolorowe, wymuskane. Sprzyjające mieszkańcom, piaskownica, drzewa i ogródki pod balkonami. Kosze na śmieci i odchody psie oraz kocie, by czysto było i schludnie, a wiosna nie zaskakiwała.
- Ławek brak, musimy postarać się o ławki Sąsiadko, ile można siedzieć na schodach?
Powiedziała tęga kobieta, spocona, uśmiechnięta, przyjazna ludziom, jak całe osiedle.
- Tak, racja, między zakupami, sprzątaniem i gotowaniem, trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyjść do ludzi, porozmawiać.
Przeciwieństwo pierwszej, na twarzy nie ma życzliwości, bystra obserwatorka. Nawet postura ją do tego predystynuje, wszędzie się zmieści.
- Widziała pani?; powiedziała druga- ta spod jedynki nawet nie wypieliła ogródka pod balkonem, jak to wygląda? a ta jej kotka chyba jest kotna. Jak można trzymać kota w domu? Wszędzie sierść, smród. Dziwna jest, taka nie dla ludzi.
Słowa te Obserwatorka mówiła półszeptem niespokojnie zerkając na pobliski balkon.
- Nie mam nic do zwierząt jeżeli właściciel o nie dba i pilnuje ich. To już starsza kobieta, teraz pełnia lata, trawy wysokie, co tu pielić? Źle ostatnio wygląda ta spod jedynki, mało wychodzi, tylko zakupy robi i z książkami chodzi. Inkasentka mówiła mi, że w mieszkaniu ma czysto.
- Fakt, trawy wysokie, ja czytać nie mogę, zlewają mi się literki i oczy mnie bolą. (powiedziała Obserwatorka) Zresztą życie jest lepsze od książek, wie pani ten spod ósemki wiecznie pijany chodzi....

Mrużysz oczy i wskakujesz na kolana, ciężka jesteś i niezgrabna. . Takie nasze, pomruczenie w spódnicę. Mruczysz z obawą, niespokojnie, tyle razy już ci szeptałam:
- spokojnie, uda się...
Zwinęłaś się w kłębek, lubię gdy tak leżysz. Sama nie wiem, po prostu, ciepło mi jest i mrukliwie.
- Dlaczego ludzie mówią, że nikogo nie mam, że jestem sama?
Nie unoś łebka, ja czuję, naprawdę , to już niedługo, oddychasz tak jak trzeba, no i co mam teraz powiedzieć?
- rozmasuję ci brzuszek, potrzymam za łapkę? Spokojnie, uda się.
Dobrze, że nie ma tutaj nikogo, jesteśmy same, śmialiby się z nas, z naszych rozmów.
Zeskakujesz z kolan, umykasz do szafy.
Są! już są, trzy kociaki.
- mówiłam ? udało się...


Spokojnie maluchy, po kolei, dla wszystkich Was mam mleko. Przed wami tyle kociego życia, nauk, jak otworzycie oczka, powiem Wam co i jak.
Tu. w szafie jest spokój, nikt nam nie zagląda, nie wtrąca się, nic tylko rosnąć. Zapach, który czasami tutaj jest, to bystre oczy mojej Przyjaciółki, niedługo zobaczycie ją. Jest dobra, nie trzeba się jej bać.
Z kolei gwar, który tu dociera, to Wrony; na schodach, nie zawsze przyjazne i zbyt duże, by na nie zapolować.
Cieszę się, że Was mam, ciepło nam i bezpiecznie. No i co ja mam Wam powiedzieć? Nic, tylko nauczyć czystości, poruszania się w kocim świecie i godności, tak godności, tej kociej.

- Spokojnie, uda się, każdemu z was, przejść przez siedem kocich żyć.










Wysłany: Sro Kwi 26, 2006 10:04 am

Christine
administrator


Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2501
Skąd: Gdańsk







Tak zajrzałam i widzę, że masz problem z wyświetlaniem znaków przestankowych, tzn robi ci się: &#8222
Żeby tego uniknąć wklejaj teksty przy odhaczonej rubryce: Wyłącz HTML w tym poście.
... ; :


Wszystko przez.

Ostatnie dni lata, a może pierwsze jesieni?
Park zmęczony słońcem, gwarem, ławki wolne , spokojniejsze. Można poleniuchować , popatrzeć na kolory, posłuchać ciszy, nawet ptaki zamilkły, czyżby i im było za ciepło?. Może pakują bagaże, czeszą piórka przed kolejną podróżą?. Chciałam siedzieć i myśleć o wszystkim i niczym, o drobiazgach. Ładny dzień, ładne myśli dalekie od tego co trapi i zmusza do jakichkolwiek refleksji.
- Czy mogę usiąść obok pani?
Stał przede mną uśmiechnięty, elegancko ubrany mężczyzna.
- Proszę, odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ładnie tutaj jest, jesień już depcze nam po piętach. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam pani?
Nie lubię takich sytuacji, chciałam ciszy i spokoju a czeka mnie rozmowa, która na pewno nie będzie się kleić. Opowieści o samotności, złych dzieciach, czasach, które minęły. Dlaczego nie potrafię powiedzieć prosto z mostu; jestem tutaj dla ciszy i spokoju, dla braku ludzi, nie mam ochoty na towarzystwo. Dlaczego nie potrafię?.
- Tak, jest ładnie i czuć jesień.
- Wie pani? Chciałbym coś opowiedzieć, to nie będzie zbyt długa opowieść, ani frapująca, ale muszę o tym komuś powiedzieć(uśmiechnął się).
- Proszę mówić, chętnie posłucham.
- Mogłem być bogatym człowiekiem, bardzo bogatym. Niestety, wszystko przepadło, nie uwierzy pani, przez głupotę, higienę, sam nie wiem jak to nazwać. Zna pani Epifaniusza Drowniaka vel Nikifora Krynickiego?.
- Nikifora? Zapytałam.
- Tak,"tego" Nikifora. Proszę sobie wyobrazić, że na początku lat 60-tych byłem w Krynicy częstym gościem, stać mnie było na pobyty w sanatorium i na wczasy. Wtedy byłem panem, znaczyłem sporo, jak każdy działacz partyjny. Widziałem często tego "dziwaka" i miejscowego "głupka", nigdy nie zwracałem na niego uwagi, mijałem go, nic dla mnie nie znaczył. Pewnego razu umówiłem się z piękną kobietą przy wejściu do Domu Zdrojowego. Spóźniała się, przystanąłem i zacząłem się przyglądać małemu człowieczkowi. Brzydki był i taki nieestetyczny, malował coś na kartce z zeszytu, o ile dobrze pamiętam. Obok leżały obrazki, nawet ładne, pomyślałem sobie, wezmę kilka, niech się biedak cieszy, że coś sprzedał. Uniosłem głowę, popatrzałem na niego, proszę sobie wyobrazić ów Nikifor napluł na pędzel. Zrobiło mi się niedobrze, odszedłem szybko. Już nigdy nie przystanąłem, by popatrzeć na jego rysuneczki. Do tej pory widzę, jak on pluje na pędzel.


Rozmawialiśmy długo, o wszystkim i niczym. Jednak nie mogę zapomnieć twarzy tego mężczyzny gdy mówił o tym jak Nikifor pluł na pędzel. Obrzydzenie i żal, tylko to było widać w twarzy człowieka, który mi to opowiedział. Żal, bo mógł być bardzo bogaty, gdyby docenił wartość śliny spływającej na pędzel.
Teraz siedzę w innym parku na innej ławce, myślę o Nikiforze i eleganckim pachnącym mężczyźnie. Nikifor miał szczęście, tak, miał szczęście.

Nie lubię jeździć autobusem, nie znoszę! Cóż, czasami trzeba, by zobaczyć więcej. To więcej to jest swoboda, to są góry i las.
Jest już, podjeżdża. Nie mam dzisiaj humoru, jestem tak sceptycznie nastawiona do świata.
Tłok jak zwykle, taka atrakcyjna trasa, że też wszyscy muszą w góry i do lasu.
Mam miejsce siedzące, mam je, nie będę musiała oglądać wszystkiego z perspektywy podłogi, czy w autobusie też jest podłoga?
Zaczyna pachnieć: autobusem, potem, chemią w szerokim zakresie, a także zmęczeniem.
- No i co się tak na mnie patrzysz? Paniusiu o dużych dłoniach i odpryskujących paznokciach?
Wiem brzydka jestem, ruda, mała i o wielkim nosie. Spójrz na swoje dłonie, niedopracowana damo!
Wysiadła, ale ulga, już myślałam, że coś powie, na pewno ma piskliwy głos.
- O! Mamo "gotykowa", aż chce mi się do Ciebie uśmiechnąć. Gotyk, gotykiem, ale trzeba pamiętać, że dzieci należy wychowywać, a nie tolerować krzyki i kopania. Czy ja, muszę Tobie przypominać, że autobus to środek lokomocji?
Przesunęła się z nimi co za ulga, no , jeszcze chwila a nie wytrzymałabym.
- Tak, Ciebie lubię, cały swój świat masz w kilku reklamówkach., nie przejmujesz się kasownikami i biletami, wolny ptak z Ciebie, podobnie jak ja. Tylko ten zapach, człowieku, zapach.
Znowu luźniej, reklamówki z człowiekiem wysiadły.
- Jest i lalka Barbie, ale teraz nie ma lalek, są Mandaryny lub ewentualnie Britney Speers. Różowe to wszystko i świecące, pachnące, kolczyki tu i tam, dziewczyno miej litość nad sobą, spod króciutkiej bluzeczki wypada ci brzuch, łap , bo będzie nieszczęście.
Można oddychać, przystanek. Chwila samotności, oby chociaż na moment nie mieć "przeciwnika".
- Dlaczego lubię facetów z dredami? Nie powinnam a mam do nich zaufanie. Pewnie dlatego, że myślę, iż mają swój styl, swój świat i krąg zainteresowań. Niekoniecznie jest to świat Boba Marleya, niekoniecznie narkotykowy, ale taki dredowy, tajemniczy: poplątana dusza, jak poplątane i przypalone włosy.
No tak, wszystko co przyjemne po prostu mija. Wysiadł.
- Jest i solarium, nie rozumiem, tego nie potrafię zrozumieć! Czy nie istnieje umiar? Chyba zapomniano co to słowo znaczy. Takie Lepperowskie podejście do siebie: opalony równa się piękny, rzucający się w oczy i krzykliwy - mądry.
Dobrze, że solarium lubi światło, przeniosło się na miejsce przy oknie.
- Hej, Ty, ukryty w kapturze, zachwycony niskością krocza w spodniach. Wstań i pozwól usiąść tej pani z siatkami, która nie jest za niczym ukryta, najwyżej za swoim zmęczeniem i potem. Wstań, proszę, okaż się grzecznym chłopcem.
Nie wstał oczywiście, wysiadła ona wysiadł on, ech życie. Marudna dzisiaj jestem, chce mi się pić.
- I Ty musisz tutaj być. Bez Ciebie by się podróż nie odbyła. Ty, który uważasz, że, młodzież jest bezczelna i źle wychowana, kobiety głupie, a zwierzęta są brzydkie, śmierdzą i roznoszą choroby. Wszyscy ludzie źli, czyhający na Ciebie. Ty, który niesiesz na sobie Glob.
Ulżyło mi, już się bałam, że zacznie rozmowę. Jednak mam szczęście.
-Jest i pani, pełna pretensji, ze zbyt mocnym makijażem, ubrana w ciuchy na kowbojską nutę. Hmmm, pewnie myślisz o sobie, że jesteś elegancka i zadbana?. To nie jest tak, po prostu chcesz uciec czasowi, a trzeba uciekać elegancko a nie pretensjonalnie i śmiesznie.

Wysiadam, nareszcie, wysiadam i ja, ulga, bo zaraz zaczęłabym wyć. Nikt mnie nie chciał dzisiaj pogłaskać, nie krzyczał jaki piękny jamnik!. Żadnych ochow i achów, nic..
Proszę pani, niepotrzebna nam tabliczka - "Uprasza się o nie głaskanie psa".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> MEWA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island