Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
PORNOGRAFIA STOPY

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> ella_hagar
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ella_hagar




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazowsze
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:52, 06 Wrz 2009    Temat postu: PORNOGRAFIA STOPY

PORNOGRAFIA STOPY



Gorąco było jakby lipiec w piecu palił.
Tymczasem stopa bezrobocia w strefie złotego polskiego znowu wzrosła. Całkiem jak lipcowa temperatura. Zdawało się, że i życie dostało gorączki, że gotowało się ciężarem utrapień, kłopotów i zmęczenia.
Wrzało też w duszy Magdaleny, wrzało w sercu, a pot ślizgał się po plecach, gdy biegła przez miejskie blokowisko, a ludzie oglądali się jak za idiotką.
Sukienka krzywo zapięta, długie włosy potargane i rozwiane, twarz wykrzywiona w grymasie gniewu. To jak ma wyglądać ? Jak gdyby w samo południe ćwiartkę golnęła bez zakąski ? Wyglądała jak pędząca idiotka, bo nie wiedzieć dokąd kierowała swe kroki, a oczy rozbiegane miała i w nich jakieś szaleństwo.
- Co za życie! – myślała w popłochu. – Co się stało z moim życiem? Takie gówniane się zrobiło, cholerna beznadzieja. Jakieś błędne koło, z którego nie ma wyjścia. Pieprzona jego mać!
I w głowie wciąż jedna myśl majaczyła: „Jezu! Jak tak mogłam?”. No, zrozumieć tego się normalnie nie da , bo co ona teraz ? Szmata już się robi ? To co dalej, co jutro, co pojutrze?
Świat poszarzał, rozebrał się z resztek kolorów jakby mu za gorąco było w tym upale i zdawał się być pełen ludożerców i trupów, niczym po kataklizmie jakimś. I ona jak ten trup się czuła, żywy trup, a gotowy do wbicia na czyjś widelec.
Aż dziwne, że jeszcze rano całkiem spokojnie szła przez osiedle, dźwigając resztki radości życia, resztki godności i żadnych resztek pieniędzy. Mało było do dźwigania, a jednak bardzo ciężko. Bo teraz to z niej bieda była, nędza zarejestrowana w urzędzie pracy, kolejny w kraju skrawek życia bez prawa do zasiłku. Referent ze zlikwidowanego przedsiębiorstwa. Zapisana w formularzu kobieta, mężatka, dorosły syn na dorobku w świecie, wykształcenie ogólne, bez zawodu. Bezrobotna od 4 lat. Wliczona do odsetka bezrobotnych, co się stopą nazywa. Niepracująca, a zmęczona, jak rozgrzane upałem miasto, przez które szła.
Ubrała się rano w ładną, letnią sukienkę z czasów kiedy jeszcze pracowała i zarabiała. Materiał był przyjemny w dotyku, zwiewny, lekki, w kolorze ciepłego beżu. Wycięty dekolt odsłaniał kokieteryjnie kawałek piersi. Całość zapinana z przodu na ozdobne guziki, krojem podkreślająca szczupłą sylwetkę.
Długie, ciemne włosy spięła na czubku głowy, spakowała w kłębek, by ukryć, że dawno nie widziały fryzjera, że takie matowe od tanich szamponów i posiwiałe od zmartwienia.
A w lipcowym słońcu, w tej ładnej sukience, nabrała świeżości i dawnego uroku, który gdzieś się ostatnio zapodział.
W sumie więc nie powinna wyglądać na kobietę „na dole” żyjącą wśród natłoku ludzkiej nędzy. Zdradzało ją jednak opadnięcie ramion, niepewność spojrzenia i odbijające się na twarzy poczucie poniżenia. Także strach w brązowych oczach, nieustanny lęk o jutro. Tego, że była głodna nie było widać. Nikt by nie dostrzegł oznak bólu głowy, którego nie mogła przerwać pastylką, bo nie miała za co ją kupić. Ból fizyczny można ukryć. To potrafiła, gdy się postarała. Nie da się jednak ukryć bólu psychicznego spowodowanego ubóstwem. Nie da się ukryć oczu, które pod wpływem strachu przybierają okrągły kształt, przez co wydają się większe niż są naprawdę. Twarz staje się blada, a ciało czujnie zastyga w każdym ruchu, żeby był czas, żeby można było ocenić, czy akurat to nie moment już na schowanie się, na ucieczkę przed zagrożeniem.
I tak właśnie Magdalena wyglądała, gdy szła rano osiedlową aleją przez blokowisko.
W dodatku, jak co dzień, ogarniało ją znużenie życiem, czuła smutek, rezygnację. Tego ranka pojawiło się jednak coś nowego - gdzieś na samym dnie serca ulokowała się odrobina nadziei na zmiany.
Wzdłuż jednego z mijanych wieżowców, nieznajoma kobieta samotnie ciągnęła po asfaltowej ścieżce walizkę. Zatrzymała się na chwilę, prostując plecy.
- Ciągnie człowiek życie za sobą – zamamrotała Magdalena patrząc na ogromną walizkę. – Cholernie ciężki bagaż!

...

Zapukała i nie czekając na „proszę” szybko otworzyła drzwi. Najpierw zobaczyła duże, ciemne biurko , na którym, obok sterty papierów, siedział mały, biały króliczek. Taka malutka pluszowa maskotka, a choć nie za duży był ten królik, to wyraźnie widziała, że się do niej zachęcająco uśmiecha. Magdalena też się uśmiechnęła do króliczka, bo taki króliczek, to co? Miałby kłopoty może przynieść, pecha jakiegoś czy coś złego uczynić? Weszła śmiało i zaraz ujrzała drobnego, ryżego faceta. Tego samego, który ją do pracy chciał. Tego, który ją wybrał spośród wielu chętnych. Stał na krzesełku, pod ścianą, w ręku trzymał butelkę po Bolsie i troskliwie podlewał liściasty kwiatek zwisający z półki.
Odwrócił głowę i mruknął:
- A, to pani ? Do sprzątania biura , tak ?
Ucieszyła się, że ją tak pamięta, i z tego powodu oraz dlatego, że taką troską obdarzał ten kwiatek na ścianie, wydał się sympatyczniejszy niż na to wyglądał. Był bowiem chudy i przy tym niskiego wzrostu, porośnięty rudą szczeciną, która nie dodawała mu urody. Oczka miał małe, bezbarwnie szare, a usta dziwnie czerwone, wilgotne i jakoś tak tłusto wydęte na świat. Ostre rysy twarzy złagodniały, gdy lekko uśmiechnął się do Magdaleny. Na oko niewiele był starszy od niej.
Właściwie było jej wszystko jedno, jak wygląda szef, byleby zapłacił za pracę. Bo ona bezrobotna jest, żyje z łaski i ma dość, a przebierać w szefach nie ma zamiaru.
Szkoda gadać, ile ścieżek wydeptała do tej pory Magdalena pukając do drzwi różnych instytucji, prosząc o pracę, albo o jakąkolwiek pomoc. A z roku na rok ubywało jej wymagań i godności.
Pierwszy kawałek godności straciła, kiedy się przekonała, że praca biurowa nie jest dla niej dostępna, choć przez całe dotychczasowe życie rejestrowała i stemplowała dokumenty. Teraz nikt jej nie chciał zatrudnić do biura. Wszędzie pracowały młodsze, ładniejsze, lepiej wykształcone i trzeba było obniżyć aspiracje. Bolało to Magdalenę, bo praca przy biurku zawsze wydawała się lepszym światem. Chociaż dobrze pamiętała, że kiedyś poczuła się sponiewierana za swoje zajęcie, dawno temu, za czasów komuny. Wsiadła po pracy do tramwaju, ustawiła siatkę pełną zakupów między stopami i spojrzała z nadzieją na miejsca siedzące. Wszystkie były zajęte. Tuż obok rozparło się dwóch młodych mężczyzn w poplamionych farbą bluzach. Patrzyli na nią łakomie, oceniali wzrokiem i zobaczyli, że nie dla nich.
- Heniek, ustąp pani miejsca – powiedział głośno jeden, obrzucając Magdalenę wyzywającym wzrokiem.
Heniek posłał tamtemu ironiczny uśmiech.
- Nie ustępuję miejsca takiej kurwie, co z biura wyszła – dosadnie poinformował pasażerów tramwaju.
Poczuła słowa, jak walnięcie w policzek, albo jak splunięcie pod nogi. Poczerwieniała nawet od tego, poczuła się gorsza i ten jedyny raz, przez chwilę, pożałowała, że nie jest suwnicową w fabryce, że nie należy do grupy lepszych i godnych.
Ale to było dawno, raz jeden. Potem komuna upadła i dla robotników nastały gorsze czasy, bo najważniejszą grupą zawodową stali się menadżerowie. Natomiast Magdalena coraz bardziej ceniła pracę w kancelarii przedsiębiorstwa. Lubiła to lekkie, czyste i spokojne zajęcie. Dostrzegała też, jak bardzo bywa stremowany robotnik w biurze. Zdarzało się, że kierownik zmiany posyłał do niej któregoś montera czy elektryka po ważne pismo. Przestępowali z nogi na nogę, potulnie jąkali po co przyszli, skrępowani bali się przekroczyć próg. To ją nobilitowało, przypisywało do ważniejszych osób w hierarchii zawodowej. Głupio myślała, że jest kimś lepszym.
Druga cząstka godności ubyła Magdalenie, gdy się okazało, że może już tylko sprzątać, bo przecież nie ma żadnego konkretnego zawodu. Nie posiada też żadnych uprawnień, choćby na wózki widłowe, i nie może wykonywać pracy operatora w magazynie. Zresztą niechętnie zatrudniano tam kobiety.
Ale pogardzane sprzątanie też na nią nie czekało. Brały tę pracę młode, roześmiane studentki, a pracodawca był nimi bardziej zainteresowany, bo nie musiał od ich zarobków odprowadzać składek na ZUS.
Wreszcie traciła Magdalena godność po kawałku, dzień po dniu, jak przyszło jej żyć z łaski wszystkich. Z pożyczek, błagań, próśb, podań. Do urzędów, rodziny, znajomych. I potem też wtedy, jak została złodziejką. Przez jedną, małą kostkę masła, co ją zapragnęła mieć. Stała w sklepie i trzymała ten kawałek luksusu w dłoni, choć wiedziała, że nie stać ją na zakup. Poczuła dziwny ucisk w gardle, gorzką złość do świata, że nie posmaruje kromki, że jest wykluczona z kręgu osób spożywających masło z chlebem. Rozejrzała się czujnie dookoła, próbując zlokalizować ewentualnego obserwatora, bo już myśl o zabraniu kostki przeleciała jej przez głowę. Tak zwyczajnie zakwitła pod czaszką jak gdyby była to myśl o tym, że za chwilę zrobi herbatę albo, że otworzy domową lodówkę i weźmie, co zechce. Najnormalniej w świecie. Weźmie i schowa! Ukradnie! Właśnie tak! A choćby na złość temu światu co układa kolejne stopy bezrobotnych jedna obok drugiej, jak na stosie. Światu co się nie przejmuje stopami bosymi, nagimi i nawet się nimi nie żywi , a pozwala im gnić bezużytecznie.
Chwilę jeszcze stała wsłuchana w narastający stukot serca, a potem szybko schowała masło do kieszeni żakietu. Półkom sklepowym rzuciła harde spojrzenie. Tak! Chleba z masłem jej się zachciało! I niech się świat odczepi od niej, niech się przymknie, niech się wali na łeb ! – myślała. A chociaż nigdy już tego nie powtórzyła, to do dziś pamięta smak kromki chleba posmarowanej kradzionym masłem, którą zjadła z wielkim apetytem. I wciąż czuje w sobie zdziwienie, że to maślane złodziejstwo jest takie łatwe jak nic, jak oddychanie czy chodzenie.
Zauważyła też Magdalena, że wraz z pozbywaniem się po kawałku godności, traci wiele dawnej kultury osobistej, dawnej miłości do czytania książek, bo ją teraz wcale nie pociągały, że nie umie już przymilnych i ładnych słów dobierać. Coraz mniej w niej było miłej kobietki, a coraz więcej obcego jakiegoś babsztyla.
Czasem, gdy zaprzyjaźniony sąsiad wpadał do nich z pół litrem wódki, to chętnie i zachłannie z nim piła, piła ile się dało, na zapomnienie tak, bo już odkryła, że wódka zbliża beznadziejność do marzeń o szczęściu i o lepszym życiu. I ta tęsknota do upijania się na umór też była utratą cząstki kobiecej godności i osobistego uroku.
- Magda, pijesz, jak facet - kręcił głową sąsiad, gdy jednym haustem wychylała kieliszek.
- To jak lekarstwo. Na polepszenie - tłumaczyła - Mój "lepiej".
I uśmiechała się do sąsiada wdzięczna, że częstuje wódką i pozwala się upijać. Tylko potem trzeźwienie było bolesne. Bolało gorzej niż ząb. Bolało, bo była bez forsy, bo jej nie miała na kolejną butelkę "lepieja"
Kilka dni temu pojawiły się jednak powody do radości. Zgłosiła się na rozmowę w sprawie pracy, jak tylko przeczytała ogłoszenie wiszące na drzwiach klatki schodowej. Ktoś szukał pracownika do sprzątania biura w hurtowni. Poszła pod adres wskazany na ogłoszeniu i zobaczyła na korytarzu kilkanaście kobiet, samych kobiet, jakby to sprzątanie nie mogło być pracą dla mężczyzn, bo oni to dopiero lepsi są i lepsze mają zajęcia. Kobiety były młodsze od Magdaleny i – co z zazdrością zauważyła – ładniejsze, więc od razu pomyślała, że nic z tego, bo choć uroda do sprzątania nie jest potrzebna , to ładniejsze było przyjemniej zatrudniać.
Ale zaraz przyszedł niewysoki, ryżawy szef. Rozejrzał się uważnie, popatrzył na stojące na korytarzu kobiety, a długo w twarze spoglądał i milczał, aż dziwnie się wszystkie poczuły. Wreszcie odezwał się do Magdaleny:
- Pani się zgłosi pojutrze do pracy – a potem rzucił w powietrze mniej więcej do nikogo. - A paniom już dziękuję. Żegnam.
I wszedł szybko do pokoju, drzwi głucho trzasnęły , a na korytarzu zaległa cisza.
Magdalena powoli wyprostowała plecy i nie chciała, naprawdę nie chciała, ale spojrzała na kobiety z mściwą satysfakcją.

...


To teraz Magdalena przyszła , proszę bardzo. Jest gotowa do pracy i się postara, pokaże szefowi jaka jest pracowita, sumienna i dokładna. Posprząta biuro tak, że będzie zadowolony i nawet ją pochwali. Bo taka była mu wdzięczna, że ją wybrał i że wreszcie zarobi pieniądze jak normalny człowiek na etacie. Chciała, żeby się przekonał jak dobrze zrobił, że ją zatrudnił. Nie pożałuje mu spracowanych dłoni.
Uśmiechnęła się więc do niego, do tego swojego szefa, choć nie wyglądał zachęcająco. A on powoli zszedł z krzesła, pustą butelkę po Bolsie odstawił na biurko, krople potu z czoła wtarł dłonią w rude włosy. Nalał w szklankę wodę mineralną, popił i powiedział:
- Praca jest na czarno. Nie ma mowy o umowie na piśmie, a płacę po każdym sprzątaniu.
Kiwnęła głową , że rozumie i że się zgadza, a on kontynuował:
- Ale ... najpierw muszę być pewien, że się pani nadaje.
Popatrzyła na niego z uwagą, a on zbliżył się do niej, zajrzał w oczy kokieteryjnie i bez ceregieli, krótko wycedził przez zęby:
- Pokaż cycki !
W pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała, że jemu o coś innego chodziło, ale gdy spojrzała w oczy, to nogi same się ugięły i zrozumiała. Nienawidziła słowa cycki od czasu kiedy jej odebrano piersi. Leżała kiedyś w kobiecym szpitalu z drobnymi komplikacjami po urodzeniu syna. I tam została właśnie kobietą bez piersi, a za to z cyckami. Położne przynosiły dziecko „do cycka” i krzyczały od drzwi „myjcie cycki, baby, bo karmić trza”. Nawet lekarz na obchodzie rzucał: „co pani taki stan zapalny cycków sobie zafundowała?” I były tam cyce i cycki, a ani jednej piersi. I nic w tym nie było ładnego ani radosnego, bo kobiet tam nikt nie traktował po ludzku od pierwszego ich bolesnego jęku przy porodzie. I to właśnie zobaczyła Magdalena w oczach swego szefa. To, że nie ma mowy i tu nikt kobiet nie będzie traktował po ludzku. Nie ma zmiłuj się i ona nie będzie człowiekiem dla tego ryżego szefa.
Stała jednak w miejscu bez ruchu, ślinę przełykała nerwowo i nie pokazywała szefowi tego o co prosił. Szarpnął ją za rękę, zamruczał niecierpliwie „No!” i sam, trzęsącymi się z podniecenia palcami, zaczął rozpinać sukienkę. Wyrwała się i odsunęła pod ścianę, rozpłaszczyła na niej plecy, szukając pomocy, podpory. Wkurzył się, ale i zdziwił. Bo jak to ? To on specjalnie wybrał tę kobietę, bo się dobrze przyjrzał i widział, że ma strach w oczach, że jest już pokorna wobec życia , to uległa będzie jak żadna, że się podda i zrobi wszystko o co poprosi. Dlatego ją wybrał. To co, pomylił się tak bardzo?
Podszedł i gorączkowo, sapiąc, wyrzucał z siebie:
- Spokojnie, mała. To nic złego. Zrobimy to, co kobieta i mężczyzna razem robią, co sam Bóg tak urządził. Spokojnie. Dam pieniądze, zaliczkę dam.
Głos się nagle zmienił, zachrypł i ścichnął. Coraz namiętniej przemawiał do Magdaleny.
- No, co mała? Chodź , pokaż co tam masz. No, co ? Nie lubisz tego? Bądź grzeczna, mała.
Palcami z rudą szczeciną głaszcze po piersiach, jedną ręką przebiera w dekolcie, drugą sukienkę rozpina. I usta tłuste, wilgotne, dziwnie czerwone do jej ust przytyka. A mało mu tego, bo niecierpliwie opuszcza dłoń i sięga pod sukienkę, uda rozpycha. A ona stoi. Bez ruchu tak, bez drgnienia i nic. Pozwala mu na wszystko, jakby chciała i pragnęła go.
Bo prawda, że mężczyzny dawno nie miała, choć razem z mężem mieszka. Jednak mąż Magdaleny, jak nieobecny. Zamknął się w sobie i zgorzkniał od czasu kiedy mu rentę zabrali. Nowy lekarz orzekł, że przestał być niezdolny do pracy, że ślady starego zawału serca nie są widoczne.
Po kilku latach przerwy nie mógł znaleźć żadnego zajęcia. Był za stary, mało przebojowy, a takiego, jak on, technika budowlanego, byłego kierownika z administracji osiedlowej, nikt dziś nie potrzebował w biznesie. Siedzi teraz milcząco w fotelu, w okno patrzy i prawie nic go nie obchodzi, nic nie bawi, niczego nie chce. Na Magdalenę też nie spojrzy, nie dotknie piersi, kolan, nie przyciśnie w ramionach. A choć go prowokowała czasem, to tylko obojętność w oczach widziała.
Więc teraz, gdy poczuła paluchy z rudą szczeciną na udach, to dziwne jakieś odczucia miała. Z jednej strony coś w niej krzyczało, że nie, bo to świństwo jest , że wstrętnie tak, a z drugiej jakaś błogość z tego się robiła, błogość niechciana z tym szefem rudą szczeciną pokrytym.
I myśli przez głowę przelatywały, że to przecież wszystko załatwi, że da poczucie bezpieczeństwa, bo jak szef w niej zasmakuje, to i pracę, i pieniądze będzie miała, a może jak się postara, to premię od niego dostanie. A co tam , bo czy nie było tak od dawna na świecie, że kobiety były utrzymankami mężczyzn? I co? I nic! Bo to nic jest. Zamknąć oczy i nic nie czuć. Bo to żadne tam jakieś wielkie halo. Bo ukorz się, to przeżyjesz, a i tak życie gówniane jest jak cholera. Pieprzona jego mać! Niech się przymknie sumienie, czy co tam, to wywalić godność na zbity pysk, bo po co ona jak nie ma z niej pożytku.
Urwany guzik potoczył się pod biurko. Magdalena zsuwa rozpiętą sukienkę z ramion, pokazuje chude ciało. Niechciane ciepło rozlewa się w podbrzuszu. Nieprzyjemne miesza się z przyjemnym. Wściekłość z obudzoną namiętnością. Nie protestuje, kiedy szef odrywa ją od ściany i ciągnie w stronę biurka, kiedy przyciska jej brzuch do blatu.
- Nienawidzę! – mamrocze Magdalena.
Nie wie czego bardziej – jego, siebie czy tego pieprzonego życia. I jakby na złość zaczyna się falowanie, już ciało nie słucha, już się wyciąga, jak struna.
Patrzy prosto w okrągłe oczy pluszowego, białego króliczka, gdy czuje, że szef zadrgał.
- To jakiś inny świat. Jakaś podła nora - szepcze Magdalena, ale i w niej rozchodzi się drganie.
I tylko w oczach można wyczytać ukojenie, tylko w oczach. Bo wargi są zaciśnięte twardo, z kryjącym się w kącikach ust gniewem. Jakby zakaz dostały mówienia o tym, co było.

...

Magdalena pospiesznie wychodzi przed budynek hurtowni. Mruży oczy. Południowe słońce niemiłosiernie piecze, choć kryje przed nim niewielkie zadaszenie. W oknie na parterze miga smuga cienia po cofniętej dłoni pokrytej rudą szczeciną. Cień nie przynosi chłodu. Raczej mierzi i rozpala do białego.
A wrze w duszy Magdaleny, wrze w sercu i pot ślizga się po plecach. Sukienka krzywo zapięta, długie włosy rozpuszczone, potargane, a oczy bardziej okrągłe niż zwykle. I stoi tak, rozgląda się, drogi szuka.
Obok, na trawniku, wije się cieknący, ogrodowy wąż. W powietrzu unosi się zapach mokrej trawy i słonych łez.
- Najlepiej jest, kiedy pije się dużo wody – myśli Magdalena – wszystko z człowieka schodzi.
Sięga po węża, nachyla głowę, łyka krople rozproszonego strumienia, pije niespełniony toast za nadzieję zuchwale grzeszną. Nie patrzy, że woda moczy włosy, sukienkę. Co tam! Jest przyjemnie, chłodno, orzeźwiająco. Kiedy gorąc naprawdę zmęczy, człowiek jest skłonny wypić wszystko. Kiedy się zmęczy, skłonny jest wszystko...
Rzuca plastikowego węża na trawnik, spogląda na drzwi budynku. Na ustach zawisa nieme pytanie, a mina zdradza niepokój. Zdziwiona wzrusza ramionami.
Idzie śpiesznie przed siebie, jakby uciekając, rusza jak pogoniona, a upał żarem dmucha w spoconą twarz. Biegnie, jakby szukała muru, na którym mogłaby się zatrzymać, oprzeć.
Bo ciężko jest znowu Magdalenie, choć mniej ma do dźwigania niż rankiem. Zostawiła u ryżego szefa resztki radości życia, resztki godności i zaciska w ręku leciutki banknot pięćdziesięciozłotowy, który jako zaliczkę dostała.
Świat wokół kolebie się na boki, mijani ludzie dalecy, bezbarwni, w górze puste niebo. Biegnie Magdalena przez miejskie blokowisko, spieszy się, ucieka.
Ale w tym biegu, to tylko głową w mur, cholera, tylko głową w mur.
- Pieprzona pogoda – powiedział do kogoś mijający ją mężczyzna.

...

maj 2006


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ella_hagar dnia Wto 21:46, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> ella_hagar Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island