Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Ocalić życie (2)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
beatamatusiak




Dołączył: 24 Sty 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: leicester
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:31, 31 Sty 2011    Temat postu: Ocalić życie (2)

ROZDZIAŁ 2


Albert wrócił z pracy piętnaście po trzeciej. Zaparkował swoje auto na podjeździe pod domem i wszedł do środka. Zdjął buty, kurtkę i odłożył je do szafy. Poszedł do salonu i usiadł na kanapie. Był bardzo zmęczony, pracy nie miał zbyt ciężkiej, był operatorem, a w zasadzie ustawiaczem robotów CNC w firmie z częściami do przeróżnych maszyn, ale dziesięć godzin najlżejszego zajęcia może wykończyć.
Victoria usłyszała jak w drzwiach wejściowych otwiera się zamek, tylko Albert miał klucz, wiedziała więc, że to on. Podeszła do dziecka, które bawiło się grzecznie misiem i wzięła synka na ręce.
- Chodźmy do tatusia. Na pewno stęsknił się za tobą.
Skierowała się w kierunku schodów i zeszła na dół.
- Cześć kochanie!-powitała męża całując go z czułością- ale jesteś padnięty dzisiaj. Mam na to sposób- uśmiechając się do niego znacząco.
- Ciężki dzień miałem, ale na szczęście już jestem w domu.- przeczesał palcami gęste czarne włosy.
- Weź prysznic i przyjdź na obiad.
- Tak, świetny pomysł-wstał z kanapy i ruszył w stronę schodów. Odwrócił się jeszcze spojrzał na żonę i powiedział- a potem chcę masaż odprężający.
- O tym pomyślimy później, a teraz idź już bo dostaniesz zimny obiad.
- Pomyślimy? Więc jeszcze jest dla mnie nadzieja.- z szerokim uśmiechem pobiegł na górę, zdążając w ostatniej chwili uniknąć dostania misiem w głowę. „Wariat” pomyślała Victoria i poszła do kuchni.
Zjedli spokojnie obiad, rozmawiając o tym, jak spędzili dzień. On opowiadał jej co było w pracy, ona co wyprawiał Robercik.
Pół godziny po obiedzie zwykle pili kawę. Tym razem też nie zrobili wyjątku, Albert parzył świetne espresso, Victorii ta sztuka już nie wychodziła, wolała gotować, piec ciasta i rozmaite ciasteczka. Usiedli więc przy kawce i rozmawiali. Robert bawił się grzecznie na podłodze kolorowymi piłkami, to było szalenie spokojne dziecko, płakał tylko gdy coś go bolało, na szczęście też niezbyt często, nie marudził, gdy był śpiący tylko od razu zasypiał. Gdy już zasnął przesypiał spokojnie całą noc, zwykle od dziewiątej wieczorem do ósmej rano. Był za to bardzo ciekawski, wchodził wszędzie gdzie się tylko mieścił. Był oczkiem w głowie rodziców, ale nie mieli zamiaru go rozpieszczać.
- Na którą idziesz jutro do pracy?-Victoria zapytała męża, który podał jej ciasteczko maślane z talerzyka.
- Jutro zaczynam od dziesiątej, ale o dziewiątej przywiozą nowe materiały, więc wolałbym być przy tym. Ostatnio przywieźli za mało i w dodatku najgorszego gatunku.
- Aha, więc na dziewiątą- zastanowiła się nad czymś i dodała- więc może podwiózł byś mnie jutro gdzieś?
- Pewnie, jeśli zdążę na dziewiątą do pracy. Ale przecież masz swój samochód, nie możesz jechać sama?
- Mogę, ale nie jeździłam już tak dawno. Sama bym pojechała, ale chcę wziąć Robercika. Przy okazji zrobimy sobie mały spacer w drodze powrotnej.
- W takim razie w porządku.-uśmiechnął się i położył dłoń na jej nodze- to gdzie pojedziemy? -wziął filiżankę z ławy i podał żonie. W jej twarzy zobaczył starach, może nie taki jakby zobaczyła pajaka lub węża, których z resztą boi się najbardziej ze wszystkich obrzydliwych stworzeń, ale zobaczył obawę przed powiedzeniem mu czegoś.
- Do...do „Rare pearls”- zająknęła się i spuściła wzrok by nie napotkać spojrzenia Alberta
- Co mam przez to rozumieć kochanie?- zapytał niby spokojnie, ale wiedziała że jest zły. Nie podobało mu się to co chciała zrobić. Domyślił się tego, gdy powiedziała „Rare pearls””- chcesz wrócić do pracy? Tak?
- Tak.- ciągle nie podniosła oczu, nerwowo bawiła się dłońmi, a potem zaczęła gnieść serwetkę, którą wzięła ławy- Nie mogę wiecznie siedzieć w domu. Robert jest na tyle duży, by iść do żłobka. Powinien mieć kontakt z innymi dziećmi inaczej będzie bał się ludzi.
- Więc wolisz iść do pracy, niż być w domu z naszym synem.- coraz bardziej narastał w nim gniew, którego nie był w stanie już ukryć- płacą ci tam marne grosze, nie starczy ci nawet na opłacenie opieki nad dzieckiem.
- Tu nie chodzi o pieniądze kotku- już prawie płakała- tu chodzi o to, by coś robić. Nie chcę być kurą domową. Chcę mieć pracę, jakieś zajęcie, ty sam byś nie wytrzymał jeśli byś musiał spędzać dwadzieścia cztery godziny w domu. Kocham ciebie, kocham naszego synka, ale potrzebuje zajęcia
- Mało masz zajęć w domu? Możesz znaleźć sobie jakieś hobby, zajmiesz się czymś i przestaniesz mieć tak głupie pomysły!
- Jak ty nic nie rozumiesz Albert, chcę pracować, potrzebuję tego dla siebie. Kiedy tu przyjechaliśmy chciałeś żebym pracowała, nie chciałeś nawet mieć dziecka. Czemu teraz tak ci się odmieniło. Moja praca nie będzie nam w niczym przeszkadzała, wiesz, że pracowałabym tylko cztery godziny, wróciłabym do domu i zdążyłabym zrobić wszystko, tak jak do tej pory.- Victoria z płaczem dalej wymieniała swoje argumenty, Albert powolutku miękł, lecz wciąż nie był przekonany do pomysłu żony
-Dobrze, zawiozę cię tam jutro. Zobaczymy jak to będzie, jeśli naprawdę tak bardzo tego chcesz to wróć do pracy, ale wiedz, że jestem temu absolutnie przeciwny.
- Kocham cię, naprawdę cię kocham- rzuciła się mężowi na szyję i obsypała pocałunkami.
- Ja ciebie też kocham, mimo iż nie słuchasz mnie nigdy- w jego oczach znów pojawił się ślad pewnego rodzaju rozbawienia i przekory- wiesz, że będzie cię to drogo kosztowało- uśmiechnął się znacząco i przyciągnął do siebie.
- Jak drogo?- spróbowała się odsunąć od niego, lecz on ścisnął ją jeszcze mocniej
- Myślę, że tak drogo, że cię na to nie stać.- wziął ją na ręce i podniósł z kanapy- masz ochotę iść na górę.- jej uśmiech powiedział mu wszystko.
Vicki zabrała Roberta do pokoiku i wstawiła do kojca w którym miał mnóstwo zabawek. Mogła zostawić go tu bez obawy, że coś mu się stanie.
Albert czekał już na nią w sypialni, oczy mu błyszczały z podniecenia. Nie czekał aż do niego podejdzie, wziął ją w swe silne ramiona i zaczął całować. Gorące pocałunki spadały na usta i szyję. Miała aksamitną skórę, którą uwielbiał całować i dotykać. Delikatnie zdejmował jej koszulkę, pieszcząc te kawałki ciała, które wynurzały się spod ukrywającego je materiału. Bluzka wylądowała na podłodze, tak jak reszta ubrań.
Kochali się długo i namiętnie zapominając o wszystkim wokół, teraz istnieli tylko oni, dwa splecione ze sobą ciała, nagie, rozpalone rządzą, eksplodujące w jednym momencie. Nieopisana rozkosz przepełnłia ich dusze, uniosła gdzieś, gdzie jest tylko szczęście i ekstaza. Do bram raju...
Robert wciąż siedział grzecznie w kojcu przytulając główkę do mięciutkiego jaśka, który Victoria sama zrobiła będąc w ciąży. Chłopiec uśmiechnął się promiennie na widok mamy, wstał wyciągając do niej malutkie rączki. Podniosła go i przytuliła do siebie, był taki cieplutki. Wzięła go do sypialni i położyła na swoim łóżku, Albert właśnie kończył brać prysznic, zostawiła go z dzieckiem i sama wskoczyła do kabiny.
Woda była przyjemnie ciepła, delikatnie spływała po jej gładkiej skórze. Prysznic niósł ze sobą uczucie odprężenia i spokoju, sprzyjał też rozmyślaniom. Zastanawiała się czy naprawdę powinna wrócić do pracy. Myślała o tym bardzo często przez cały ostatni tydzień i jak do tej pory była pewna, że to dobry pomysł. Żal jej było zostawiać gdzieś ich skarba, ale nie chciała też stać ciągle „przy garach”. W „Rare Pearls” robiła to co umiała i lubiła najbardziej- gotowała. Nawet kiedy zaszła w ciąże, pracowała tak długo, jak tylko mogła, dopiero w połowie dziewiątego miesiąca poszła na zwolnienie lekarskie, a potem na urlop macierzyński. Fakt, nie zarabiała dużo, ale chodziło o pasję, nie o pieniądze, na ich brak nie mogli narzekać, Albert zarabiał dużo wystarczało im w zupełności. Zaczęła mieć jakieś obawy. Złe myśli zaczęły pojawiać się w jej głowie, ostrzegały ją przed czymś, odegnała je jednak, postanowiła iść za głosem serca, tak jak robiła to do tej pory. Serce jeszcze nigdy jej nie zawiodło, dzięki podążaniu ścieżką serca związała się z Albertem, choć wszyscy wokół i jej rozum mówili, że jest za młoda na ślub. Nie posłuchała i od sześciu lat jest naprawdę szczęśliwą mężatką, oraz kochającą matką od ponad roku.
-Będzie co ma być- powiedziała w końcu do siebie. Owinęła się w ręcznik i wyszła z łazienki.
Albert siedział na łóżku trzymając dziecko na kolanach. Podłożył swe wielkie, lecz niezwykle delikatne dłonie pod plecki chłopca i uczył go mówić „tata”, mały jednak śmiał się w głos i łapał ojca za nos.
- Kotku, naprawdę uważasz, że powrót do pracy to taki zły pomysł?-usiadła obok nich na łóżku i przyłożyła głowę do umięśnionego ramienia męża. Robercik spojrzał na nią, a potem próbował złapać jej włosy.
- To nie tak, po prostu nie chcę żeby moja żona pracowała i to tak ciężko, a poza tym, boję się o ciebie kochanie, o ciebie i o naszego synka.
- Czyli jest nas dwoje. Wszystko będzie dobrze kotku, wszystko się ułoży, wiem to, po prostu to czuję całym moim sercem- Victoria
objęła męża jeszcze mocniej- muszę zadzwonić do Lidii, tak dawno już nie rozmawiałyśmy- powiedziała do męża i poszła do garderoby.
- Vicki, chcę żebyś wiedziała, że zawsze będę z Tobą- wyjrzała zza drzwi i uśmiechnęła się do męża dziękując mu tym za te słowa, których naprawdę potrzebowała.
- Pamiętaj, że nawet jeśli dzieje się coś złego, to dzieje się tak z jakiegoś powodu. Zawsze po coś.- Albert wiedział, że żona ma rację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christine
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:59, 01 Lut 2011    Temat postu:

Przeczytałam. Widać, że ma to być coś dłuższego, ale chyba zgodzę się z Gosią (shibbi), że natłok szczegółów nuży. Rozwodzisz się nad drobiazgami, a czytelnik spodziewa się fajerwerków już na początku. Coś się powinno wydarzyć aby dalej trzymać w napięciu.
Ciekawa jestem jaki jest twój pomysł, ale czy doczekam?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shibbi




Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:29, 02 Lut 2011    Temat postu:



o Jezu Wesoly

przeczytaj to kilka razy - i usiądź i i i i powiedz, czy jakby był "czyjś" to byś czytała go dalej:)

Może i szkielet będzie miał sens - nie wiem, ale to co jest - jest tak drobiazgowe, że ja wysiadam:)

Też będę czytać - ale nie wiem czy pomogę - pardon, ale zaczynam się gubić. To jest ........ "pasmanteria" w której baraszkowało stado kotów - Laughing
Są wstążeczki, koronki, i koraliki ale - splątane - że ratuj się kto może Smutny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nietykalni




Dołączył: 05 Maj 2011
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:30, 05 Maj 2011    Temat postu:

....

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nietykalni dnia Nie 13:51, 22 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island