Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Lot nad chmurami - opowiadanie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:21, 29 Lis 2010    Temat postu: Lot nad chmurami - opowiadanie

LOT NAD CHMURAMI




Marianna szła zamyślona chodnikiem miasteczka Hometown w USA. Patrzyła poprzez łzy na nierówne płyty, potknęła się i omal nie upadła. Obok, na nieco podniesionym gruncie rosły młode sosenki, dalej widać było kompleks budynków mieszkalnych z rozległym parkingiem. Gałązki młodych sosen wisiały nisko przy ziemi, można je było dotknąć ręką. Zapach znajomy z Polski wywołał w niej falę wspomnień, ból mocniej ścisnął serce. Przecież zostawiła tak daleko swoich bliskich, troje kochanych dzieci i jest tu, w tym obcym świecie sama. Dwoje najstarszych- Mieciu i Zuzanna już założyło rodziny, a Jurek kończył liceum. Wszystko w jej życiu się zmieniło, kiedy po wielu latach dobrego małżeństwa, maż poznał kobietę.. Zupełnie przestał dbać o rodzinę, bawił się i pił razem ze swoją kochanką Renatą. Zaczął wynosić z domu różne rzeczy i sprzedawał je na zabawę i picie. Robił nieziemskie awantury po pijanemu, bił ją, dzieci uciekały przerażone do sąsiadów. Znosiła to, wierząc, że kiedyś się opamięta, nie skarżyła się nawet do rodziny. Te złudzenia się skończyły, kiedy Andrzej w pijackim amoku pchnął ja tak mocno, że uderzając w kaloryfer złamała rękę i kilka żeber. Krzyczała z bólu tak głośno, że sąsiadka wezwała milicję. Andrzej zdążył uciec, a ją zabrano do szpitala. Na rozprawie rozwodowej nikt nie chciał świadczyć przeciw Andrzejowi, takie traktowanie kobiety było na porządku dziennym. Fakt pobicia przeważył na jej korzyść i Marianna rozwód otrzymała z winy Andrzeja. Dzieci nie dość, że miały trudne życie z ojcem, były przez kolegów poniżane. Andrzej zamieszkał z Renatą i nie chciał płacić zasądzonych alimentów. Mieszkanie było prawie puste, spali na starych materacach na podłodze. W pracy nie miała szans na większe zarobki, sprzedawała bilety na stacji kolejowej. Mietek w młodym wieku ożenił się i zamieszkał z żona u teściów. Zuzanna była pielęgniarką, kiedy wyszła za mąż pozostała z mężem, matką i Jurkiem w jednym z dwóch pokoi. Było bardzo niewygodnie, więc kiedy znajoma wyjechała do Ameryki, poprosiła ją o przysłanie zaproszenia. Kiedy je wreszcie przysłała, po długich staraniach udało się wyjechać, Jurek miał szesnaście lat, Marianna czterdzieści pięć. Był rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty szósty, wierzyła, że i jej, jak wielu znajomym, którzy wyjechali los się poprawi. Nade wszystko chciała pomóc dzieciom. Szła nic nie widząc, z głową pełną wspomnień, aż doszła do tzw. Parku. Było tam kilka młodych drzewek i dużo urządzeń do zabawy dla dzieci. O tej porze nie było tu prawie nikogo, usiadła na ławce i rozmyślała o tym co ostatnio przeżyła w pracy. W Ameryce nie była łatwa, była tu nielegalnie, jak zresztą większość tzw. turystów z Polski. Znajoma na początek pomogła jej znaleźć pracę przy sprzątaniu, nie musiała znać angielskiego, ale zarobki były marne. Zdecydowała się uczyć języka angielskiego na sobotnich kursach, nie było łatwo go przyswoić. W dodatku ogromne zmęczenie ciężką pracą i dojazdami do niej bardzo przeszkadzało. Uparła się i pomimo żartów koleżanek, a nawet docinków, wiele się nauczyła. W każdej wolnej chwili powtarzała słówka i gramatykę. Po pół roku uznała, że należy pracę zmienić, ale dla nielegalnych jest to duży problem. Poszła do polskiej agencji pracy, gdzie za dobrą opłatą pomagano znaleźć prace przy opiece nad dziećmi lub starymi, chorymi ludźmi. Mieszkała z trzema koleżankami w przystosowanej do zamieszkania piwnicy, miała tam swoje łóżko i zamykaną na klucz małą szafkę na rzeczy. Gotowały we wspólnej kuchni, używały jednej łazienki. Prace dostała na sześć dni z zamieszkaniem, staruszek mówił także po polsku. Był ciężko chory i wymagał całkowitej opieki. Zarobki też nie były dużo lepsze, w wolną niedzielę szła do kościoła i na zakupy do marketów, gdzie były przeceny. Posyłała dzieciom paczki i cieszyła się, że juz nie muszą chodzić ciągle w tych samych ciuchach. Staruszek zmarł po czterech miesiącach i znowu szukała pracy. Po uiszczeniu zapłaty dostała pracę na siedem dni do opieki nad chorą na raka kobietą. Ta praca też mogła się skończyć w każdej chwili. Niewiele miała do roboty przy Ellen, osiemdziesięciodwuletniej staruszce. Jej mieszkanie, to dwa pokoje, łazienka i część na kuchenkę. W mniejszym pokoju umieszczono Mariannę. Ellen nie była zamężna, nie miała dzieci, była fanatycznie religijna, ze szczególnym nabożeństwem do Ojca Pio. Modliła się do niego o zdrowie, niestety bez skutku. Charakter miała trudny, choroba, choć znosiła ją dzielnie, sprawiła, że narastał w niej gniew na wszystko. Rodzina, czyli dzieci jej zmarłej siostry sprawowały nad nią opiekę. To one też zatrudniły Mariannę do pomocy, ale Ellen od pierwszego spojrzenia poczuła do niej silną awersję. W zasadzie nie chciała nikogo w pobliżu, nie chciała świadków swego upokarzającego cierpienia. Przychodziły też pielęgniarki, kąpały ją, rozmawiały, dla Marianny nie było żadnej pracy. Nawet nie mogła posprzątać, bo przychodziła sprzątaczka. Głupio jej było tak bezczynnie przesiadywać w swoim pokoju, próbowała zaprzyjaźnić się z Ellen, ale ta była nieugięta w swej niechęci. Okazała to, kiedy po tygodniu pracy nadeszły rachunki za elektryczność. Powiedziała ze złością ..
– jakie ogromne kwoty na tym rachunku, nigdy takich nie płaciłam, to wszystko przez ciebie, słuchasz cały dzień radia i czytasz po nocach.
Marianna poprosiła o pokazanie tego rachunku, okazało się, że okres płatności kończył się przed przybyciem jej do tej pracy. Pokazała Ellen datę mówiąc..
- przecież mnie tu nawet w tym czasie nie było, a radio gra rzadko i nie zużywa dużo prądu.
Ellen zmieszała się i odeszła bez słowa. Jedzenia właściwie nie było wcale, jakieś puszki z zupą pieczarkową, którą Ellen sama sobie przecierała prze sitko i jadła raz dziennie. Tak w ciężkiej atmosferze minęły dwa tygodnie, jedynie kiedy przychodziły siostrzenice, bardzo sympatyczne kobiety, Marianna czuła się lepiej. W Dzień Dziękczynienia siostrzenice zaprosiły Ellen i Mariannę do siebie na party. Mieszkały dość daleko, ale Ellen czuła się jeszcze na siłach, aby z nimi pojechać, Marianna wymówiła się złym samopoczuciem i nie pojechała. Poszła na długi spacer, wróciła wieczorem, ale nikogo jeszcze nie było. Nastawiła radio na polonijną radiostację i z przyjemnością słuchała ojczystego języka. Dopiero koło północy siostrzenice przywiozły Ellen i odjechały.
Była w złym humorze i patrzyła wrogo na Mariannę, ale ta zamknęła drzwi swego pokoju i usiłowała spać. N ie udało jej się, gdyż Ellen bardzo głośno się zachowywała, rozmawiała z kimś długo przez telefon i nie miała chyba zamiaru się położyć. Następnego dnia Marianna chciała posprzątać mieszkanie, ale Ellen powiedziała wrogo..
– niczego tu nie ruszaj, idź do swego pokoju i nie pokazuj mi się na oczy.
Marianna starała się wytłumaczyć złe humory Ellen jej ciężką chorobą, ale czuła się podle. Chciała zadzwonić do agencji i poprosić o inną pracę, ale Ellen nie pozwoliła, zresztą nigdy nie pozwalała korzystać z telefonu. Zrezygnowana Marianna siedziała w swoim pokoju, bojąc się nawet słuchać radia. Po południu przyjechały dwie siostrzenice, po chwili wezwały Mariannę do siebie.
Ellen patrzyła na nią dziwnie i powiedziała, że ma jej coś ważnego do powiedzenia. Marianna uśmiechnęła się i spytała co to takiego ważnego. Ellen powiedziała poważnie..
– nie chcę cię dłużej zatrudniać, najdalej jutro musisz stąd odejść.
Pomimo, że Marianna sama chciała odejść, zrobiło jej się przykro, nie mogła ze ściśniętego gardła wydobyć ani słowa. W końcu zapytała..
– czy ja zrobiłam coś złego, czy jest jakiś powód. Siostrzenice nic nie mówiły, ale patrzyły na nią nieprzyjaźnie. Ellen odpowiedziała..
– ty chyba wiesz najlepiej jaki jest powód, dziwne, że pytasz.
Marianna pomyślała, że chyba dlatego, że jej nie lubi, więc już o nic nie pytała. Spakowała walizkę i spytała,
- czy mogłabym pójść na spacer, jak nie ma dla mnie nic do roboty, bo dopiero jutro mogę odjechać.
Pozwoliły jej i właśnie była na tym spacerze, siedziała na ławce i płakała. Miała ochotę wyć na cały głos, nikogo nie było w pobliżu, ale niewątpliwie gdyby to zrobiła zaraz by tu była policja. W oddali za parkiem widać było kondominia, tam właśnie mieszkała Ellen i Marianna do dziś pracowała. Ciężko jej było na sercu, wspominała te liczne złośliwości, które Ellen jej robiła na każdym kroku, nie rozumiała o co tu chodzi. Nie znała języka na tyle dobrze, żeby się czuć swobodnie, widać to też miało znaczenie. Płakała głośno na tej obcej ziemi, bez przyjaciół i znajomych trudno było sobie radzić. Nie chciało jej się wracać do tego nieprzyjaznego mieszkania, ale płacz pomógł jej się uspokoić i pogodzić z losem.
Kiedy wróciła zastała tylko Ellen, była jakby inna, nie taka wroga, więc Marianna ośmieliła się zapytać, czy może się wykąpać i umyć sobie głowę. Elen w miły sposób pozwoliła na to. Widać jest zadowolona, ze odchodzę, pomyślała Marianna. Kiedy już się umyła i wysuszyła włosy, czując się niezależna od Ellen, na jej prośbę usiadła koło niej i całkiem przyjaźnie rozmawiały. Było już dość późno, gdy niespodziewanie dla Marianny weszły obie siostrzenice Ellen. Chciała odejść do swojego pokoju, ale Ellen zatrzymała ją mówiąc..
– zostań tu, mamy ci coś do powiedzenia.
Co one znowu wymyśliły, mało jeszcze tych przykrości, myślała Marianna siedząc na krześle. Ellen powiedziała..
– Lucy wytłumaczy ci o co chodzi.
Lucy, starsza siostrzenica uśmiechnęła się i zaczęła mówić..
- Marianno, ciocia jak wiesz, stoi na progu śmierci, nie chciałaby mieć na sumieniu krzywdy jaką ci wyrządziła.
Marianna się wtrąciła..
– ale to nie jest żadna krzywda, przecież nie musi mnie zatrudniać jak jej to nie odpowiada.
- Oczywiście, Marianno, ale tu chodzi o co innego. Ciocia myślała, że jak wyjechała na party, ty tu zostałaś, aby ją okraść. Była przekonana, że zabrałaś jej książeczki z depozytem bankowym, różne dokumenty i oszczędności, które miała w schowku. Całą noc szukała i szukała i nie znalazła.
- Ależ ja niczego nie zabierałam, przecież tu jestem, nie uciekłam, wtrąciła Marianna okropnie zaskoczona.
- Tak, teraz już wiemy, ale i my obie przeszukałyśmy całe mieszkanie i nie znaleźliśmy zgubionych rzeczy. Jak wiesz ciocia ma siostrzeńca, który był księdzem, ale wystąpił i się ożenił. Dzwoniłyśmy w końcu do niego, mówiąc co się stało. Okazało się, że ciocia wszystkie te rzeczy oddala jakiś czas temu właśnie jemu pod opiekę. Całkiem o tym zapomniała, myślała, że jak nikogo nie było, ty wszystko zabrałaś. Marianna czuła się okropnie, tyle przeżyła, ale czegoś takiego się nie spodziewała. Ellen zaczęła się usprawiedliwiać..
– wiesz Marianno, ja biorę te różne leki i całkiem mam w głowie pomieszane. Wybacz mi, że tak źle o tobie myślałam, ale tyle się słyszy o różnych oszustach, którzy potrafią bardzo sprytnie człowieka ograbić, że i ja tak o tobie myślałam. Bardzo mi przykro, nie mogłam ci tego nie powiedzieć, bo by mnie sumienie gryzło. Marianna powiedziała – ja wolałabym stąd odejść, nie wiedząc o co mnie posądzałyście. Lucy powiedziała - teraz nie musisz odchodzić, my cię przepraszamy, a decyzja należy do ciebie. Marianna już z płaczem powiedziała - idę do swego pokoju, musze pomyśleć, bo to jest strasznie przykre dla mnie. Jak będę wiedzieć, to odpowiem. Czuła taki ból w sercu, że płakała głośno w swoim pokoju nie mogąc się powstrzymać. Wreszcie poczuła ulgę, przemyślała swoją sytuację, zdecydowała, że nie ma sensu odchodzić, znowu czekać, szukać, płacić za nową robotę. Wróciła do pań i powiedziała..
- jak znowu macie do mnie zaufanie, to ja tu zostanę, być może, że gdzie indziej spotkałoby mnie też coś podobnego. Choroba Ellen i lekarstwa usprawiedliwiają w pewnym stopniu jej postępowanie. Może juz będzie lepiej miedzy nami...
Wszystkie panie uśmiechnęły się z ulgą, było już bardzo późno i siostrzenice odjechały. Od tej pory Ellen całkiem się odmieniła w stosunku do Marianny. Jednak stan jej zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Rana na piersi wyglądała strasznie. Pielęgniarki pomagały jej brać prysznic, starała się żyć normalnie. Odwiedzali ja nieliczni znajomi. Coraz trudniej znosiła bóle, żołądek nie przyjmował już nawet wody. Zaprzyjaźniła się z Marianną bardzo, w nocy, kiedy dręczyły ją koszmary chciała, aby była blisko i trzymała ją za rękę. W chwilach lepszego samopoczucia opowiadała o swoim minionym życiu, chciała się usprawiedliwić dlaczego nie wyszła za mąż. Zamążpójście to był najważniejszy aspekt życia większości kobiet z jej pokolenia.
- Wiesz, Marianno, Howard, mąż mojej siostry i ojciec jej pięciorga dzieci był najpierw moim chłopakiem. Kochałam go bardzo. Moja młodsza o dwa lata siostra Barbara była bardzo ładna, ja też byłam ładna. Ona była niezwykle zaborcza i co chciała musiała mieć. Kiedy zobaczyła Howarda i on ją, ja przestałam dla niego istnieć. Nawet mi się nie wytłumaczył, dla niego jasnym się stało, że Barbara jest jego przeznaczeniem. Barbara udawała, że nic nie wie o mojej miłości do Howarda, bardzo szybko zostali parą. Uwierz mi Mary, ja nigdy nie przestałam kochać Howarda, kocham go do dziś i dlatego nie wyszłam za mąż. Marianna jeszcze nie widziała Howarda, podobno jeszcze nieźle się trzymał, choć miał już osiemdziesiąt trzy lata. Barbara zmarła dziesięć lat temu, Howardem kilka ostatnich lat opiekowała się Helena, ona także przyjechała, podobnie jak Marianna, z Polski.
Ellen schudła jeszcze, chociaż wydawało się to nieprawdopodobne, spodziewała się śmierci i oczekiwała jej z upragnieniem, ciągle o nią prosiła Boga. Śmierć ociągała się, jakby o niej zapomniała.
Wszyscy zainteresowani spadkiem po Ellen niecierpliwili się, odwiedzanie chorej sprawiało im trudności. A spadek był niemały, jak na sytuacje samotnej starej panny. Nie zarobiła na niego w swej skromnej pracy sekretarki, otrzymała wszystko od zmarłego, również samotnego brata. Ten majątek przyciągał rodzinę, zwłaszcza siostrzenice. Ellen najbardziej kochała siostrzeńca Johna, tego właśnie, który był księdzem, ale się zakochał w pięknej dziewczynie, ożenił z nią i miał dwoje dzieci. Ellen chciała mu pomóc, gdyż nie był przygotowany do utrzymania rodziny i innej pracy. John wraz z żoną i dziećmi zjawił się, kiedy poczuła się jeszcze gorzej. Marianna poznała jego rzeczywiście piękną żonę Katy, była dużo młodsza od niego. John miał czterdzieści pięć lat, a ona dwadzieścia osiem. Najstarsza, ośmioletnia córeczka była całkowicie podobna do matki, śliczna i mądra. Pięcioletni chłopczyk był opóźniony w rozwoju, z trudem mówił, mieszał pojęcia, ale był bardzo żywy. Jeszcze się nie nauczył samodzielnie załatwiać i nosił pieluchy. John był nieco krępym, przeciętnie przystojnym mężczyzną. Bardzo cierpliwie opiekował się małym Nicolasem, poprawiał jego wymowę, pokazywał jak się co robi, ale z niewielkim skutkiem. Marianna obserwowała ich zachowanie w czasie tej wizyty. Córeczka Anna bawiła się grzecznie na boku, patrząc z zazdrością na wybryki Nicolasa, który był ośrodkiem zainteresowania wszystkich. Ellen też go obserwowała i z bólem serca stwierdziła po raz setny, że nie jest taki jak inne dzieci w jego wieku. Katy bez przerwy za nim chodziła, podnosiła go, kiedy upadał, podtykała butelkę z pokarmem lub piciem. Ślina ciekła mu na śliniaczek, który musiał ciągle nosić. Zachowanie Katy było nieco sztuczne, czuło się, że ją gnębi poczucie winy. Nie było widać radości, miłość, która ją kiedyś ogarnęła i zepchnęła na drogę grzechu przemijała, ale jeszcze trwała. John kochał ich wszystkich, jednak w dalszym ciągu czuł się księdzem. Ubierał się na czarno, nie nosił tylko koloratki. Codziennie odmawiał wszystkie modlitwy obowiązkowe dla księdza. Był jednak wykluczony z grona duchownych katolickich. Pod koniec wizyty Katy, być może pod wpływem złego samopoczucia, do którego zapewne przyczyniła się nieświadomie także Marianna, chciała jak najszybciej wyjść. Marianna w dobrej wierze, ale zupełnie niewłaściwie powiedziała, że taki duży chłopiec nie powinien już używać pieluchy, powinien umieć sam się załatwić na nocnik. Było to na początku wizyty, później zorientowała się w czym rzecz, wiedziała, że popełniła gafę. Katy przypisywała upośledzenie Nicolasa jej grzesznej miłości do księdza. To poczucie niszczyło też związek i rodzinę. Marianna upewniła się, że postąpiła nietaktownie, kiedy wychodząc,Katy nie pożegnała się z nią.
Ellen po chwili powiedziała…
– wiesz, Mary, Nicolas urodził się z sześcioma palcami, teraz tego nie widać, bo miał operację. Dla nich to był znak, ze popełniają wielki grzech. A John wyobraź sobie, jako młody chłopak poszedł do seminarium, wystąpił z niego i znowu po kilku latach wstąpił z powrotem. Strasznie mi go żal, to taki dobry chłopak. Wiesz, jak ja już umrę i zobaczę Boga, to mu powiem, żeby mu wybaczył i nie karał więcej za tę zdradę, bo on i tak bardzo cierpi. Tylko kiedy ja wreszcie umrę, tak się męczę i męczę, przecież proszę Boga, żeby mnie zabrał.
W miarę upływu czasu Ellen traciła cierpliwość, jej wiara była pełna pretensji do Boga, że jej nie wysłuchuje, była jednak bardzo pewna, że pójdzie do nieba. Sądziła, że jej pobożność i nieszczęśliwe życie dają jej prawo do tego. Marianna siedziała przy jej łóżku, słuchała opowiadań i zmieniała mokre pieluchy. Nie mogła się nadziwić skąd osoba nic nie jedząca i nie pijąca może wytwarza tyle moczu.
- Mary, powiedziała Ellen, proszę cię bardzo, jak umrę zmień mi koszulę i wyrzuć pieluchę, żebym była czysta, zrobisz to, powiedz?
- Oczywiście, Ellen, na pewno zrobię, przyrzekam ci.
- Dobrze, to mogę już spokojnie czekać na śmierć. A wiesz Mary, ja właściwie to byłam bardzo długo z rodziną siostry, mieszkałam z nimi, pomagałam im przy dzieciach i to mnie uszczęśliwiało. Wyobrażałam sobie, że to Howard jest moim mężem, a dzieci są nasze. Oni wychodzili na zabawy, a ja zajmowałam się dziećmi jak swoimi. Bardzo je kocham, zupełnie jak swoje. Marianna nie mogła zrozumieć takiego podejścia do życia. Przecież to była tylko namiastka, wielkie złudzenie, zastępcze szczęście.
Z czasem Ellen miała się tak źle, że cała rodzina i jedna znajoma, przyszli ją pożegnać. Przyjechał też John bez rodziny i został na noc, aby nad nią czuwać w ostatnich chwilach życia, modlić się za konających. Ellen oczekiwała na wizytę Howarda, nawet powiedziała to siostrzenicom. Wreszcie przyjechał i on w towarzystwie Heleny, która prowadziła samochód. Samochód ten podarowała jej rodzina w dowód wdzięczności za opiekę nad Howardem. Howard siedział przy łóżku i patrzył na Ellen, która uszczęśliwiona jego obecnością opowiadała, widocznie chcąc wzbudzić w nim zazdrość i jakieś uczucia o wizycie dawnego znajomego. Właśnie przed kilku dniami ją odwiedził i spędzili razem trzy godziny. Mary poszła na spacer, a on opowiadał, że się w niej kochał, ale nie miał nigdy odwagi się oświadczyć. Czy to była prawda, czy blef tego nie wiadomo, ale Howard uśmiechał się z niedowierzaniem. On znał ją doskonale, wiedział, że całe życie kochała go beznadziejnie, ale on nigdy nic do niej nie czuł. Jak się później okazało, Helena została w tajemnicy jego żoną, o czym Ellen nie wiedziała. Trwa to już pięć lat, Helena także kochała Howarda, była zazdrosna o Ellen, a nawet o Mariannę, kiedy zauważyła, że on chętnie z nią rozmawia. Pod pozorem bólu głowy zmusiła Howarda do wyjścia. Dla Ellen wizyta Howarda była bardzo ważna. Wyobraziła sobie, że on ją kocha i gdyby nie była umierająca, to by się z nią ożenił. Z tym przekonaniem żyła jeszcze przez następne dni. Ciągle mówiła Mariannie jaki Howard był dla niej miły, widocznie zawsze ją kochał. A John, który pozostał na noc, aby czuwać i modlić się, spał na sąsiednim łóżku twardym snem. Ellen bardzo źle się czuła, jęczała i prosiła Mariannę, aby trzymała ją za rękę, razem się modliły głośno w chwilach przytomności Ellen. John przebudził się raz i patrzył na nie nieprzytomnym wzrokiem i zaraz usnął na powrót. Marianna siedziała z Ellen do rana, chociaż ta była więcej nieświadoma niż świadoma. Czasem tylko otwierała oczy, patrzyła na Mariannę i uśmiechała się, nie mogła mówić. John przed południem odjechał, nie doczekawszy się śmierci ciotki. Siostrzenice prawie nie przychodziły, a Ellen ciągle żyła, jeżeli taki stan można nazwać życiem.
Był niedzielny ranek, słońce świeciło i chociaż było zimno dzień był ładny. Do Ellen przyszła w odwiedziny jej jedyna bliższa znajoma. Marianna spytała, czy nie posiedziałaby przy Ellen jakiś czas, bo chciała iść do kościoła. Zgodziła się i Marianna już miała wychodzić, kiedy Ellen przebudziła się. Spojrzała wokół przytomnie i powiedziała…
– to ja jeszcze tu jestem?
W oczach jej zabłysła wściekłość, wyciągnęła obie ręce w górę i powiedziała..
- o Boże, dlaczego, dlaczego mnie tak męczysz.
Ręce jej opadły, zamknęła oczy i znowu straciła przytomność. Marianna chciała zostać, ale znajoma kazała jej iść do kościoła pomodlić się za Ellen. Poszła więc, kościół nie był daleko, msza w języku angielskich wydawała się nieprawdziwa, zamiast ludzi śpiewała jedna kobieta przy ołtarzu. Ludzie milczeli jak zaklęci patrząc w wielkie książki z psalmami. Nawet ,, ojcze nasz,, czytali z książek, a ksiądz mówił, kiedy mają wstać, kiedy uklęknąć, kiedy siadać. Modliła się w myślach po polsku, inaczej nie umiała. Po mszy poszła jeszcze do sklepu z odzieżą, kupiła ładną bluzkę z przeceny i dopiero wróciła. Nie spodziewała się tego, co ją spotkało w mieszkaniu. Ellen już nie żyła. Tak długo umierała, że zdawało się, że jeszcze to potrwa. Znajoma już zadzwoniła do siostrzenic, a one do reszty rodziny i po jakimś czasie wszyscy się zjawili. John zaintonował modlitwę, wszyscy, łącznie z Marianną wzięli się za ręce i głośno modlili. Wkrótce zjawili się powiadomieni osobnicy z domu pogrzebowego, aby zabrać ciało Ellen. Marianna kazała im poczekać, szybko przebrała Ellen w nową suknię wyrzucając mokrą pieluchę. Rodzina patrzyła zdumiona, im by nawet do głowy nie przyszło to robić, przecież była już rzeczą, którą mieli zająć się pracownicy domu pogrzebowego. Jednakże uznali, że Marianna okazała się bardzo uczciwą osobą.
Kiedy już było pusto w mieszkaniu, Marianna zadzwoniła do agencji, prosząc o nową pracę. Zbiegiem korzystnych okoliczności praca już na nią czekała, gdyż żona sparaliżowanego mężczyzny uległa wypadkowi i zabrano ją do szpitala. Rodzina Ellen dała niezwykle pochlebne rekomendacje Mariannie. Wszyscy żegnali ją ze łzami w oczach, docenili ją i bardzo wychwali do córki przyszłego podopiecznego, która po nią przyjechała do Hometown. W trakcie jazdy do nowego miejsca wysłuchiwała opowieści o stanie ojca, jego bezradności i konieczności dobrej opieki. Słuchała ze strachem, czy podoła tak ciężkiej pracy i to przy mężczyźnie, przecież jego trzeba dźwigać, kąpać i w ogóle. Pomyślała o dzieciach, o tych ich potrzebach , które musi zaspokoić, z każdą chwilą nabierała pewności, że musi sobie poradzić, przecież nie ma innego wyjścia. Kiedy juz dojeżdżały do celu, Marianna gotowa była podjąć każde wyzwanie. Weszły do domu, Nelly, córka chorego powiedziała...
- tato, to jest Mary, ona zastąpi mamę przy tobie. Mary, tato ma na imię Joseph, przywitaj się z nim. Marianna patrzyła na ogromnego, bezwładnie leżącego mężczyznę, na wiszącą przy łóżku plastykową butlę z moczem i dreszcz nią wstrząsnął. Joseph nie czekał, aż podejdzie i zaczął krzyczeć..
- nie chcę jej, nie chcę, gdzie jest Jane, niech ona tu przyjdzie zaraz. I zaczął straszliwie wyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antra dnia Sob 18:46, 18 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christine
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:18, 30 Lis 2010    Temat postu:

Przeczytałam. Teraz się mocno zamyśliłam nad tym, jak wyrazić swoje odczucia.
To nie jest kwestia podobało się lub nie podobało. Czuję, że jest to kawałek dobrej prozy, chociaż trochę obróbki nie zaszkodzi. Miejscami przydałoby się trochę rozwinąć tekst, więcej dopowiedzieć, ale czuje w tym styl - trochę wbrew konwencjom, ale styl. Przypomina mi to opowiadania Hłaski, też zwykle oparte na własnych doświadczeniach, przeżyciach, pisane w formie beznamiętnego monologu, prostej relacji, a głęboko drążące duszę.
Brak konkretnego zakończenia właśnie daje możliwość dopowiedzi, działa na korzyść.
Jesteś w tym dobra, Antro Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:18, 01 Gru 2010    Temat postu:

Dziękuję Christine za komentarz, chciałam wyjaśnić, że nie tylko na osobistych doświadczeniach się opieram, ale przede wszystkim na opowieściach wielu znajomych, które ze względu na poszukiwanie materiału wykorzystywałam, z pewnymi przeróbkami w swojej twórczości. Mam kilka takich przykładów i jeszcze więcej nie napisanych, ale już dziś w Polsce wydają mi się pozbawione racji bytu, ze względu na brak zainteresowania. A co do poprawek, to mam nieco zmienioną wersję, ale nie wiem, czy na korzyść, wiadomo...różne są gusta i potrzeby, pozdrawiam,a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christine
Administrator



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:27, 01 Gru 2010    Temat postu:

A wiesz, wklej także tę drugą wersję, ciekawa jestem jakie zmiany wprowadziłaś Wesoly
Możesz to zrobić w osobnym wątku dodając dopisek, że to zmieniona wersja, albo w tym samym, poniżej. Często tak robimy z wierszami, gdy nie możemy sie zdecydować, która wersja lepsza.
Wcale nie myślę, że to autobiografia, to kawałek niezłej prozy Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:05, 02 Gru 2010    Temat postu:

Niestety, ta druga, a raczej pierwsza wersja pozostała w brulionie, bo pisałam długopisem i nie chce mi się przepisywać na komputerze. Poprawki naniosłam po przepisaniu, nie pozostawiłam wersji pierwotnej. W sumie nie ma czego żałować, bo chyba lepsza jest ta ostatnia wersja. Może na przyszłość zastanowię się i pozostawię wszystkie wersje, chociaż obawiam się, że po czasie zapomnę, która jest właściwa, co już, niestety kiedyś mi się zdarzyło, pozdrawiam,a/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ella_hagar




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazowsze
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:18, 06 Gru 2010    Temat postu:

To opowiadanie też całkiem niezłe - proza życia. : )

Może nieco oszlifowania by się zadało. Jest parę literówek, są dwa-trzy lapsusy gramatyczno-stylistyczne, ale to drobiazgi.
Ja bym radziła iść w akcję, a nie w opisywanie. Bardziej wyeksponować bohaterów, ich emocje, charaktery, więcej dialogów, akcji, dramatu. Więcej dynamizmu, mniej powolnego opowiadania.

Ale powtórzę – radzisz sobie z pisaniem prozy. Jest całkiem dobrze.
Pisałaś już wcześniej? Publikowałaś gdzieś?


Pozdrawiam Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:22, 07 Gru 2010    Temat postu:

ella_hagar - dzięki za czytanie i opinie, co do tych błędów, to obawiam się, że pewnie ich nie odkryję, bo powinny zniknąć dawno, a ja je przepuszczam. Nie wiem, czy zechciałaby Pani wskazać na nie, może to zbyt wiele ...- byłabym wdzięczna. Co do pisania, to napisałam niemało, są i z dialogami i z akcją, ale czy coś są warte, to trudno ocenić , nakłady małe, opinie trudno dostępne i rynek, jak wszystkim, którzy piszą, wiadomo, nastawiony na specyficzną "produkcję" Ostatnio brak mi motywacji do pisania, tak się zabawiam...sobie a muzom, pozdrawiam, a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ella_hagar




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazowsze
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 14 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
co do tych błędów, to obawiam się, że pewnie ich nie odkryję, bo powinny zniknąć dawno, a ja je przepuszczam. Nie wiem, czy zechciałaby Pani wskazać na nie
,

Wesoly


Przede wszystkim brakuje ogonków w literach "ą", "ę" oraz kropek w "Ż" i kreseczek w "Ł"
Proszę przeczytać z uwagą skierowaną na te literki a same się odkryją Wesoly
Sporo tego, choć nie żadne tam "zatrzęsienie" Wesoly Jednak za dużo, by przytaczać.

Inne - wg mnie drobne lapsusy - to:

Jest: "Prace dostała na sześć dni z zamieszkaniem, staruszek mówił po polsku także."
Winno być: Pracę dostała na sześć dni z zamieszkaniem, staruszek także mówił po polsku.

Jest: "Marianna upewniła się, że postąpiła nietaktownie, kiedy Katy nie pożegnała się z nią, kiedy wychodzili"
Winno być: Marianna upewniła się, że postąpiła nietaktownie, kiedy wychodząc, Katy nie pożegnała się z nią.

Jest: "Przyjechał też John sam".
Winno być: Przyjechał też sam John. - lub jeśli chodzi o to, że był sam - należałoby napisać raczej np. Przyjechał też John bez małżonki, bez towarzyszki itp.

Jest: "Mary poszła na spacer, a on opowiadał, się w niej kochał"
Tu brakuje spójnika "że".

Jest: "Czy to była prawda, czy blef, tego nie wiadoma ..."
Winno być: nie wiadomo.

Jest: "... wiedział, że go całe życie kochała beznadziejnie ..."
Winno być: wiedział, że całe życie kochała go beznadziejnie

Jest: ...Nicolas urodził się z sześcioma placami..."
Winno być: palcami.


W sumie nie za dużo tego. Wesoly
To tylko kilka drobiazgów. Ważna jest całość, treść, wrażenie. Wesoly


Pozdrawiam Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:51, 18 Gru 2010    Temat postu:

Bardzo dziękuję za trud włożony w poprawianie, faktycznie, przy uważnym czytaniu te błędy powinny zniknąć. Okazało się, że mam w komputerze różne wersje, są i poprawione i to różne, ale po czasie zapomniałam o nich, a nie zlikwidowałam tych starych. Teraz muszę wybrać poprawną, a może skorzystać i z tego, co Pani wykryła i poprawić. Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak miły prezent/ poprawki!/ Życzę Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku.Pozdrawiam,a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antra




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brzesko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:52, 18 Gru 2010    Temat postu:

Mam nadzieję, że w tej wersji nie ma błędów, ale jak znam życie, to chochliki mają ubaw, może ktoś je pomoże ujarzmić...dziękuję,a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> NOWA PROZA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island