Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
OKUPACJA POKOJOWA (opowiadanie familijne)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> ella_hagar
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ella_hagar




Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazowsze
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:59, 18 Lip 2010    Temat postu: OKUPACJA POKOJOWA (opowiadanie familijne)

OKUPACJA POKOJOWA
(opowiadanie familijne)



Małemu - mężczyźnie, który jest największym hitem mojego życia.




Helikopter zawrócił i tańcząc w powietrzu niby wielka , niezgrabna ważka, zniknął za horyzontem. Po chwili pomruk silnika ucichł. Staliśmy na placu tuż przed pierwszymi zabudowaniami miasta. Było cicho i gorąco. Żar z nieba wyciskał z nas zapasy wody, choć litościwe słońce zmierzało powoli na zachód. Wzdrygnęłam się słysząc z daleka huk pojedynczego strzału. Odpowiedziała mu seria z pistoletu maszynowego.
- Cholera – pomyślałam. – Każda strzelanina jest blisko ludzi, blisko życia, ale czasem to po prostu mniejsze zło. Byłam pewna, że walczę po właściwej stronie i że wszystko mam pod kontrolą.
Spojrzałam na Hiciora, ale nie zauważyłam żadnych śladów rozterek duchowych. Tylko szelmowski błysk w oku. Mój partner niecierpliwie przestępował z nogi na nogę - jak zwykle palił się do walki.
W gruncie rzeczy jesteśmy bardzo do siebie podobni. Oboje uwielbiamy ekstremalne sytuacje dostarczające sporych dawek adrenaliny. Trudno nas czasem powstrzymać.
- Mam nadzieję, że helikopter będzie miał po kogo wrócić – mruknęłam pod nosem.
- Co jest, Bett? – rzucił Hicior, wyczuwając moje wahanie. – Boisz się, co ?
- Nie o siebie! – zapewniłam pospiesznie. - Czaisz?
- Dobra! Nie świruj. O uczuciach pogadamy po akcji. Teraz musisz się skoncentrować – poradził i lufą odbezpieczonej czterdziestki piątki wskazał kierunek marszu.
- Hicior! Ja tu dowodzę! – przypomniałam. - To ty musisz się skoncentrować. Nie należysz do klubu dobrze skoncentrowanych. Ruszaj!
Szybkim marszem dotarliśmy do pierwszych zabudowań. Miasteczko w tej części było jak wymarłe. Kryjąc się pod ścianami szarych, nijakich domostw pobiegliśmy prosto przed siebie. Po kątach roiło się od zgniecionych puszek, tekturowych kartonów, porzuconych opon i innych śmieci. Ze ścian budynków złaziła szara farba pozostawiając brudne liszaje. Sceneria jak z kiepskiego filmu klasy C.
W końcu zwolniłam nieco, żeby oszczędzać siły. Mijane domy były opustoszałe. Zero ludzi, zero ruchu. Ostrożność zdawała się zbyteczna. Poczułam się bezpiecznie i na moment straciłam kocią czujność, która tak imponowała mojemu partnerowi. Wszędobylska pustka nudziła i usypiała.
I nagle wrzask Hiciora:
- Uwaga, Bett! Strzelaj!
Nie potrzebowałam dalszej zachęty. Waliłam z Mausera na oślep do wszystkiego co było w polu widzenia. Przed oczyma rozpryskiwał się pień drzewa przypominającego akację, jakieś czarne futro, a na ziemię padał bandyta z podziurawioną klatką piersiową. Za nim, na ścianie budynku, pojawiła się mokra, czerwona plama.
Zapadła chwila ciszy, tylko ostatnia łuska spadła z brzękiem na jezdnię.
- Dżizis! – wezwałam Boga na świadka.
- Bett? W porządku ? – wycharczał w ucho zadyszany Hicior.
Już był przy mnie, już zaglądał zaniepokojony w oczy. Szybki, gdy trzeba.
- Yes! Ale to czarne futerko – rozżaliłam się. - Rozwaliłam kota? Cholera, kocham koty.
- Dobra Bett. Nie pękaj.
Zdenerwował mnie.
- Nie możesz łazić jakbyś był sam. Musimy się wzajemnie osłaniać – wycedziłam z zaciśniętego gardła. – I rozglądaj się . Mają tu być nasi.
Zanim zdążyłam odetchnąć zniknął z pola widzenia. Pomyślałam, że jest niesforny jak dzieciak.
- Gdzie do diabła jesteś? Hicior? – zawołałam scenicznym szeptem.
- Na papierosku. – Głos dochodził z wnęki w ścianie starego, opustoszałego warsztatu.
- Dostaniesz raka płuc zanim cię zabiją. Ty, ty...
- Dupku ? Fuck! Wygłaszasz bardzo romantyczne kawałki – szepnął ubawiony i pokazał, żebym się odwaliła.
- Co to ? Palarnię urządzasz ? – dyscyplinowałam. - Zabieraj się stąd! I nie klnij przy damie, ok?
- Przy damie? Damy nie latają z giwerą po mieście, Bett.
- Dzięki, że mnie puknąłeś w czoło. Zapamiętam.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Jęzor niewyparzony, ale bystrzacha. W końcu kto z kim przestaje. Oczywiście, że ma to po mnie.
Wynurzył się z zakamarka i wskazał na walającą się pod murem kartkę z zeszytu.
- Ciekawe, co tam jest napisane ?
- Jak to co ? - wyraziłam zdziwienie. – „Nie wkurzaj dowódcy!”
Zachichotał i podniósł papier. To mogła być wskazówka. Nie zdążył jednak niczego przeczytać. Powietrze przeciął świst i z papieru zostały strzępki. Hicior miał cholerne szczęście, że żył. Błyskawicznie ukryliśmy się w „palarni”.
Spojrzałam w kierunku, z którego padł strzał. Na końcu uliczki widniał dość wysoki, trzypiętrowy budynek. Dach oświetlało zachodzące słońce. Za starym, nieczynnym neonem błysnęło oko lunety snajperskiej. Popatrzyliśmy na siebie znacząco.
- Uhm – potwierdziłam, bo byłam pewna, że wie co ma robić. - Wszczynam zadymę, a ty się wbijasz na dach. Kumasz od razu, dzieciaku?
Sięgnęłam do pasa. Odbezpieczyłam granat dymny i rzuciłam w kierunku trzypiętrowego budynku. Na wszelki wypadek poleciał ode mnie drugi. Granaty dymne są ok. Gdy snajper blokuje przejście, rzucasz taki granat i skracasz dystans, aby mieć szansę.
Hicior poczekał aż umilknie odgłos wybuchu, po czym zanurzył się w kłąb dymu, znikając z oczu.
Stałam w „palarni” i czekałam aż wiatr poprawi widoczność.
Oczywiście, że się o niego martwiłam. Topniałam jak wosk, gdy przyjacielsko klepał mnie po ramieniu, nazywając kumplem. Za ten gest byłam gotowa oddać sto najlepszych granatów , a nawet ulubiony noktowizor. Nie mówiąc o tym, że w razie czego nakryłabym go własną kamizelką kuloodporną.
Dym powoli opadał i widziałam coraz więcej, ale Hiciora nie udało się nigdzie zauważyć. Na dachu z neonem przestało błyskać. Ruszyłam, mając pewność, że się nie pogubimy. Dochodząc do skrzyżowania ulic, usłyszałam huk wybuchu, a w chwilę po tym wrzask człowieka. Drogę przecinał biegnący bandyta.
- To musiała być mina – pomyślałam i zaraz zdębiałam. – Co jest ? Urwało mu ręce ? Obie ? Pokręciłam głową w zdumieniu.
- Co za energia!
Nie miałam zamiaru dobijać rannego.
Skręciłam w przeciwnym kierunku i szłam wzdłuż betonowego ogrodzenia. Po drugiej stronie, pod jednym z domów stał zielony, wojskowy jeep. Rozpłaszczyłam plecy na murze. Położyłam palec na spuście Mausera i wycelowałam lufę w samochód. Może pułapka? Ale własnym oczom nie wierzyłam.
No nie! Po bezsensownym działaniu poznacie go! Ja się oświecę granatem świetlnym ! Albo dam się podejrzeć przez noktowizor jakiemuś obleśnemu, erotomańskiemu terroryście! Na drugim końcu ulicy przycupnął rozradowany Hicior i celował do jeepa z rusznicy przeciwpancernej. Ta potężna i toporna armata jednym strzałem może powalić słonia. A ryk wystrzału przywoła tu wszystkich okolicznych bandytów! Niestety stało się. Z jeepa trysnęła lawina ognia i zniknął w koszmarnych rozbryzgach własnych szczątków, ziemi, trawy i szkła z pobliskich okien.
Jak przewidziałam, niemal natychmiast z jednej z bram wyskoczyło kilku bandytów. Byli uzbrojeni w uzi, z których naparzali ile wlezie. Wzięliśmy ich w dwa ognie i po niedługiej chwili problem przestał istnieć. Jednak trzeba było szybko się zbierać.
Z jednego i z drugiego końca ulicy nadbiegali kolejni terroryści. Pozostało nam uciekać w podwórka, między domami.
Wpadliśmy w pierwszą bramę, biegiem minęliśmy asfaltowy plac i kryjąc się pod murem z niepalonej cegły dotarliśmy do starego baraku. Łapaliśmy oddech, gdy metalowe drzwi powoli się zamykały. Szczęk zamka zabrzmiał złowieszczo, zagłuszając na moment nasze sapanie. Niemal w tej samej chwili na drzwiach pojawiło się malutkie, migające, czerwone światełko.
Do diabła! Czekało nas teraz precyzyjne i bardzo pilne zadanie, o ile oczywiście chcieliśmy trochę pożyć.
Na wysokości naszych oczu znajdował się pękaty, metalowy cylinder wyglądający jak puszka po farbie. Z wieczka wystawała zatyczka zapalnika elektrycznego, a z niej wychodziły dwa przewody – czerwony i niebieski.
Cóż? Trzeba pokonać odruch niechęci i rozbroić bombę, którą ktoś, mający niewybredną fantazję, przymocował do jedynych w tym baraku drzwi. Może wybuchnie zaraz, a może za chwilę? Kto wie ? Może dopiero na Boże Narodzenie?
Rozejrzałam się, ale nie było żadnej drogi ucieczki. Jedyne okno było solidnie okratowane.
Podeszłam bliżej do drzwi. Hicior nie ruszył się z miejsca. Nerwowo kaszlnął i zapytał:
- Co robisz, Bett?
- Boję się.
Byłam pewna, że moja odpowiedź zostanie przyjęta z właściwym zrozumieniem. I tak było. Hicior roześmiał się głośno. Niewiele sobie robił z mojego strachu. Własnego wcale nie znał.
- Na razie stoisz i się gapisz. Jak wygląd? - wysapał.
- Ogląd, Hicior. Co najwyżej ogląd. Wygląd to coś, co masz dziś na niskim poziomie.
- Jakiś problem, Bett?
- No problem. Gapię się na bombę i popadam w zachwyt nad jej konstrukcją.
- Czy to ładna ceramiczna bombka w kwiatuszki ?
- Uhm ... Z Cepelii.
Aż syknęłam ze zdziwienia.
- Takie urządzenie na taki gówniany barak – pomyślałam.
Ciężka sprawa. Złośliwość bomb wobec człowieka słynna jest na całym świecie. Z powodu ich wybuchowości, rzecz jasna.
- O, Chryste! Co mam robić ? Nie każ mi podejmować decyzji, dzieciaku.
- To może rzucę kością? Nieparzyste – przecinasz niebieski przewód.
- Nie lepiej powróżyć z kart? Mam je w lewej kieszeni bojówek. Z wizerunkiem znanych polityków.
- W takim razie tradycyjnie – mruknął Hicior. – Z kopa?
- Ciszej tam, dobrze?
To życzenie nie zostało spełnione, bo Hicior znów zachichotał.
Przyjrzałam się dokładniej całej konstrukcji. Głośno wezwałam anioła stróża, kazałam Hiciorowi modlić się do dowódcy i podjęłam decyzję. Z bocznej kieszeni bojówek wyciągnęłam małe obcęgi.
- To na trzy cztery i już! – uśmiechnęłam się – Przytrzymaj czerwony.
- To jak?
- … i już!
Ciszę wypełniło głuche pyknięcie. Oboje przywarliśmy plecami do ściany z koślawym napisem „Jolka, ty suko”. Zamknęłam powieki i napięłam mięśnie, ale wokół panowała cisza.
Odetchnęliśmy. Czerwony kolor przyniósł nam szczęście - nadal żyliśmy. Światełko na drzwiach przestało do nas mrugać.
- Wynośmy się stąd, Hicior. Nic tu po nas.
Mój partner znieruchomiał i gestem zarządził ciszę. Nadstawiłam ucho. Zza drzwi dał się słyszeć jakiś łomot, szurnięcie, odgłos kroków. Niewątpliwie ktoś tam był i zamierzał się do nas dostać. Błyskawicznie sięgnęłam po odłożonego na bok Mausera. Obok Hicior już odbezpieczał pistolet.
Drzwi powoli się otwierały a dołem do pomieszczenia leniwie wpełzały kłęby siwego dymu. Poczuliśmy dziwny zapach przypominający swąd spalenizny. Ktoś na zewnątrz rzucił granat dymny?
W otwartych drzwiach pojawił się facet w szarym płaszczu i zaraz zanurkował w unoszącym się dymie. A potem mrugnęło do mnie jasnoniebieskie oko. Błękitna tęczówka z czarną źrenicą.
- Identyczny kolor – pomyślałam. – On i Hicior. Mają takie same oczy.
Skąd ja go znam, do licha. Bandyta? Widział ktoś bandytę o takim spojrzeniu ? O, do diabła! O, nie!
Powoli wracałam do rzeczywistości.
Szybko zamknęłam Mausera w walizeczce laptopa. W końcu nie miałam pozwolenia na broń. Spojrzałam na Hiciora. Zerwał się z fotela i stał niepewnie, zasłaniając komputer. Uniosłam się pospiesznie z kanapy.
- Och, to ty? – westchnęłam z ulgą. – Witaj kochanie. Wróciłeś ? Zaraz zrobię porządek z tym granatem dymnym. Spokojnie, nie ma co robić paniki.
Pędem pobiegłam do kuchni, gdzie w piecyku dopalał się kurczak. No cóż, kolacji dzisiaj nie będzie. Otworzyłam szeroko okno, wyjęłam z kuchenki węgiel w kształcie kury i zalałam wodą z kranu. Przestał dymić i chyba dobrze mu tak, pogorzelcowi!
W mieszkaniu panowała dziwaczna cisza. Mąż zamyślony zdejmował płaszcz, a nasz nastoletni syn stał milcząco przy komputerze. Z uwagą oglądał paznokcie u rąk i łobuzersko uśmiechał się pod nosem. Podeszłam i przez ramię zerknęłam na ekran monitora. „Hicior, you’re dead” - głosił napis. No, tak – pomyślałam. – Zabili Hiciora. Pewnie wleźli do baraku przez dach, czy jak? To teraz drżyjcie terroryści z całego internetu!
- Może mi ktoś wreszcie wyjaśni, co tu się właściwie dzieje ? – usłyszeliśmy szorstkie pytanie.
- Kochanie – zaczęłam, wkładając w to cały swój wdzięk. – Mamy tu nową grę komputerową w wersji sieciowej. Zajmująca jak kostka Rubika! No wiesz, walka z terrorystami, takie tam potyczki. Z misją pokojową, oczywiście.
- Z misją pokojową ? – syknął mąż przez zęby. - To ja wam zaraz zrobię misję pokojową! Więcej! Zrobię okupację pokojową ! Od dziś ten pokój zostaje zamknięty na klucz. I będzie przeze mnie okupowany aż do odwołania. Razem z komputerem i laptopem, rozumiemy się? A Rambo niech się bierze za naukę. Nie ma jutro jakiejś klasówki?
Obrzucił spojrzeniem kuchnię, potem moją skromną osobę i dodał z dezaprobatą:
- Jak możesz na coś takiego pozwalać? No, nie! Żeby spalić kurczaka ?! Kolację ? To jakieś szaleństwo! Oboje jesteście zwariowani!
Sytuacja wyglądała groźnie. Był wściekły jak atakujący terrorysta. Podejrzewałam, że najbardziej było mu żal spalonego kurczaka. Kiedy był głodny, udawał, że mój wrodzony wdzięk wcale na niego nie działa.
Spojrzałam na syna. Miał nietęgą minę, ale oczy błyszczały mu, jak zwykle.
- Nie wykonaliśmy zadania, Bett – mrugnął do mnie okiem – a teraz mamy tu okupację. Czy to nie przez ciebie? Mogłaś sobie odpuścić dzisiaj i przypilnować kurczaka. Wiesz, baby występują raczej w kuchni, nie ?
- Luzem czy w kotłach ? – posłałam mu wściekle spojrzenie, ale chichocząc uciekł do salonu.
Faceci bywają okropni. W najlepszym momencie uruchamiają rozum. Emocje na wodzy, minimum fantazji, maksimum rozsądku. Ale tego nie powiedziałam na głos. Mieli w tym domu przewagę liczebną. Starszy miał w dodatku rację. Cóż? Jeśli chodzi o mnie, to myślę, że każdy czasem błądzi, nikt nie jest bezbłędny zawsze.
A w sprawie pokojowej okupacji damy radę, dzieciak. W końcu dobry dowódca wie, że najlepszą obroną jest atak.
Za oknem zaczęło zmierzchać. Wzdrygnęłam się słysząc z daleka odgłos wybuchu petardy przypominający huk pojedynczego strzału.




marzec 2006


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ella_hagar dnia Czw 15:36, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amarylis.fora.pl Strona Główna -> ella_hagar Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island